Istnieją już blisko dwie dekady, jednak pewnie nie dobiją do liczby lat w nazwie. Ona sama wzięła się z faktu, że podobno człowiek podczas całego życia wykonuje przeciętnie 740 milionów oddechów. Choć oni sami uważają, że dzięki ska można oddychać szybciej i więcej. Te wdechy i wydechy są dokonywane w strojach gangsterskich. Muzycy lubują się bowiem w konwencji rodem z Chicago lat 30. Oto rozmowa ze skankerami z Opola.
Zdzisław Jodko
Zespół 740 Milionów Oddechów powstał 17 lat temu w Opolu. Czy moglibyście opowiedzieć, jakie były jego początki?
Sasha: A skąd o tym wiesz, skoro nawet nam trudno to określić? (śmiech) Początki były dość typowe dla nastolatków, którym przyszło żyć i grać w tamtych zamierzchłych czasach – grało się piwnicznego punk rocka na przesterowanych radiach i mikrofonach, które kopały prądem, bo były już wystarczająco zaplute. Wolne miejsce w kapeli było dla każdego, kto miał dostęp do jakiejś gitary czy perkusji, a wiadomo, jakie te sprzęty na początku lat 90. były. Szczytem marzeń była czeska perkusja czy enerdowski wzmacniacz, Marshalle były… ale na teledyskach w MTV.
Qla: Jak chyba w przypadku większości kapel tamtych lat, byliśmy grupą ludzi kompletnie nie umiejących grać i chcących się wyrwać ze stereotypu zapijaczonej młodzieży z ławeczki pod blokiem. Zaczynaliśmy grać, aby wyrazić swój bunt. Z początku krzykiem, wrzaskiem i napieprzaniem w instrumenty, aby w końcu ewoluować w kierunku wesołych rytmów i melodyjnych dęciaków popartych kosmicznym klawiszem, wspieranym przez pulsujący bas współgrający z gitarkami. A wszystko zamyka charyzmatyczny wokal. Ale żeby do tego dojść, trzeba było wypić rzekę, spalić łąkę i przemierzyć świat kilka razy.
Styl ska ma bardzo długą i odległą historię, powstał na Jamajce w latach 50. ubiegłego wieku. Co zdecydowało o jego wyborze?
Qla: Mieliśmy za dużo buntu we krwi i trzeba było dokonać transfuzji nowych brzmień, żeby się nie pogubić. Nie spodziewaliśmy się wtedy, że za chwilę każdy będzie chciał grać ska. Nie był to wybór spowodowany modą, bardziej efekt poszukiwań.
Sasha: Cóż, nie był to wyrachowany projekt. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu na transformację, gdyż pod koniec lat 90. punk rock zaczynał przybierać bardzo zaangażowane politycznie formy, takie jak np. crust punk. Jeżeli nie śpiewałeś o anarchii, wegetarianizmie czy walce z faszyzmem, nie było dla ciebie miejsca na scenie. Chcieliśmy trochę rozluźniać tę atmosferę. I wtedy odkryliśmy, że skinhead to nie to samo, co naziol, w Polsce została wydana składanka „Ska, ska, skandal”, a my zaczęliśmy robić kawałki z ciachaną gitarką o dupie maryni.
Jakie zespoły ska, jeśli takowe są, uważacie za mające największy wpływ na wasze brzmienie?
Qla: Każdy zespół ska, którego słuchaliśmy z pasją w naszym życiu, dawał nam inspirację i te cząsteczki brzmień gdzieś w naszych utworach są czasem słyszalne. Wyróżniłbym The Specials czy Ska-P, ale słuchało się wszystkiego, co wpadło w ręce i uszy.
Jak ważne są dla was granie koncertów?
Sasha: Koncerty są potwierdzeniem, że to, co robimy, ma jakikolwiek sens. Dopiero kontakt z publicznością jest zapłatą za trud i wysiłek, jaki wkładamy w nasze muzykowanie. I nie chodzi tu oczywiście o pieniądze, bo one często są niewystarczające na pokrycie kosztów ośmioosobowej kapeli, ale ludzie, którzy szaleją przy naszej muzyce i śpiewają nasze piosenki, zawsze ładują nas energią do dalszego działania.
Qla: Zespół bez koncertów nie istnieje. Zawsze jest to dla nas duże wydarzenie, denerwujemy się przed występem i podchodzimy do każdej imprezy z należytym szacunkiem.
Będąc na waszym koncercie, z całą pewnością można powiedzieć jedno – jest was dużo. Jak dogadujecie się na próbach, tylu facetów, różnych charakterów w jednym małym pomieszczeniu?
Fantomas: To trudne, z uwagi właśnie na odmienne charaktery, indywidualności i inny sposób postrzegania świata przez każdego z nas. Ale właśnie dlatego spotykamy się dwa razy w tygodniu, rozmawiamy, gramy, śmiejemy się i kłócimy tylko po to, by potem w jakiejś knajpie wieczorem, perą, trąbą i basiorem po wątrobie, uchu, brzuchu „Oddechy” mogły smyrać was.
Qla: Na próbach z reguły jest kilka osób tworzących materiał i te kilka raczej się dogaduje, lecz kiedy zbliża się jakaś impreza lub trasa, wtedy jedna lub dwie próby robimy z całą bandą, no i wtedy jest wesoło (śmiech).
740 milionów koncertów za wami, a u niektórych czterdziestka na karku. Czy w związku z tym dostrzegacie jakieś zmiany, które zaszły przez te wszystkie lata grania w odbiorze nie tylko waszej muzyki?
Fantomas: Kiedyś na naszych koncertach można było spotkać tylko punków i ludzi sympatyzujących z tą subkulturą. Dzisiaj i to najbardziej nas cieszy, na koncertach widzimy zarówno dorosłe pokolenie punków, 14-letnie dziewczęta i starych siwych facetów z wąsami, którzy być może trafili tam całkiem przypadkowo, ale bawią się przy naszej muzyce tak samo, jak przy Mietku Foggu.
Qla: Jak zaczynaliśmy grać, to aby coś fajnego usłyszeć, trzeba było pójść do kumpla do garażu i samemu zagrać lub też zdobyć kasetę podobnego zespołu z innego garażu. Dziś sprawa jest prosta – wystarczy kilka słów w necie, enter i mam na kompie, co chcę. Tym sposobem dziś każdy może słuchać każdej muzy, więc i publika na koncertach jest bardziej urozmaicona – od dzieci po ich dziadków.
Które miejsce lub konkretna sytuacja, nie tylko koncertowa, utkwiła wam najbardziej w pamięci?
Fantomas: Chyba najbardziej zapamiętaną chwilą przez nas wszystkich były eliminacje do festiwalu w Jarocinie. Z jednej strony, dlatego że wylosowaliśmy pierwszy numer startowy, co skutkowało grą dla 30-osobowej publiczności oraz początkową niepewnością, czy na czas dojedzie cały skład. A z drugiej, dlatego, że czekając na wyniki w jakiejś szkole czy hotelu, urządziliśmy sobie z nudów zabawę w stylu MTV Jackass i do dzisiaj każdy z nas pamięta ogromne, różnokolorowe siniaki, zrobione np. glanem na różnych częściach ciała.
Qla: Dla mnie z kolei nagrywanie płyty, na początku w studiu Soho i litry wody mineralnej wtedy przelanej. Ale także granie prób w Komprachcicach na dwóch metrach kwadratowych. Jeśli chodzi o koncerty, to każdy koncert jest dla nas dużym przeżyciem i wyzwaniem, szczególnie jak jedziemy gdzieś daleko i jesteśmy skazani na siebie. To odbija na nas piętno i integruje zespół.
W waszych tekstach niejednokrotnie piszecie o kobietach, często lekkich obyczajów. Macie na tym polu jakieś doświadczenie? Może prowadzicie agencję towarzyską?
Fantomas: Tak, właśnie złożyliśmy papiery do urzędu i czekamy na nadanie regonu. A tak naprawdę śpiewamy i piszemy o tym, co nas otacza, co widzimy wokół siebie – wystarczy, że wyjedziemy na peryferie naszego miasta.
Qla: Teksty, o które pytasz, to skutek obserwacji rzeczywistości, która nas otacza. Stojące na poboczach dróg styrane kobiety i ich kochankowie – przepoceni kierowcy ciężarówek, szacowni panowie w garniturach i ojcowie rodzin po niedzielnych obiadach.
Na You Tube widziałem teledysk do kawałka „Przenikanie” i pierwsze, co się rzuca w oczy, to gangsterski klimat. To samo czujemy oglądając waszą stronę w Internecie – historia zespołu żywcem wzięta z czasów prohibicji i Ala Capone. Czy to oznacza, że utożsamiacie się z gangsterką, przestępczością i przemocą?
Fantomas: To nie tak. Nam teledysk kojarzy się bardziej z „Sabotage” i Beastie Boys. Nakręcił nam go nasz dobry kolega Lebioda i to od początku była jego wizja tego kawałka. A jeśli chodzi o stronę, to przede wszystkim sposób na ciekawe pokazanie produktu, jakim jest band „740” i próba wyjścia z internetowego marazmu, jaki gości na większości stron polskich zespołów.
Qla: Kiedy gra się muzykę uliczną o ludziach, to temat zorganizowanej przestępczości musi się pojawić, gdyż to nas otacza i każdy wie, kto, z kim i dlaczego, więc warto o tym zaśpiewać, pokazać, bo niejednokrotnie w gangach są nasi kumple.
Czy moglibyście wyjaśnić, dlaczego płytę zatytułowaliście „Porachunki”?
Qla: Tytuł „Porachunki” to rozliczenie się z przeszłością, bagażem doświadczeń, tym wszystkim, co narosło przez te lata wokół zespołu. Po prostu musieliśmy wyrównać rachunki z naszymi fanami za długoletnie wspieranie zespołu w mszach koncertowych.
Na płycie brak informacji o autorstwie muzyki i tekstów, dlaczego?
Qla: Muzykę i słowa pisze życie, zespół jedynie odgrywa sceny utrwalone w naszych głowach, a kto to rzuci na papier nie ma znaczenia. Każdy w zespole może to zrobić w każdym momencie.
Czy trudno było wam wybrać te dwanaście utworów, które ostatecznie ukazały się na płycie?
Qla: Wyszło to jakoś naturalnie – akurat ten materiał mieliśmy przygotowany najlepiej w tym czasie na koncerty, więc go zgraliśmy szybciutko, bo raptem w sześć lat.
Co zdecydowało o wyborze utworu „Polityki” na singla promującego płytę?
Qla: Ogólna frustracja tym, co się słyszy w radio i telewizji. Bardzo wielu ludzi nie chce się mieszać do polityki, być na prawo czy lewo. Chcą godnie żyć i bawić się przy dźwiękach muzyki i o tym jest ten numer. Stanowi swoiste motto zespołu: „Ja nie chcę słuchać żadnej polityki, chcę słuchać z tobą muzyki”.
Od wydania płyty upłynęło już kilka miesięcy. Jak oceniacie ten materiał z perspektywy tego czasu?
Qla: Z pewnością nigdy nie będziemy zadowoleni z żadnego materiału, gdyż artysta skończony bywa skończony. A tak poważnie, to przez te 6 lat nabraliśmy takiego doświadczenia w nagrywaniu, że gdyby płyta powstała w ostatnim roku, byłaby o wiele lepsza brzmieniowo, dzięki sprzętowi i technicznie, dzięki umiejętnościom, jak i też naszej wiedzy, co chcemy osiągnąć.
Płyta była nagrywana w różnych studiach, na przestrzeni sześciu lat i z udziałem wielu gości, jednak te okoliczności nie zaszkodziły jej ostatecznemu brzmieniu. Jak oceniacie pracę nad materiałem wykonaną w studiu przez Smoka i Dziurexa?
Qla: Chłopaki odwalili naprawdę kawał dobrej roboty, zważywszy na rozpiętość czasową nagrania, co z pewnością powodowało trudności, aby wszystkie utwory scalić brzmieniowo.
Macie jakieś plany, związane z promocją płyty?
Sasha: Owszem, będziemy kręcić teledysk do utworu „Polityki”. Powinien być gotowy zaraz po wakacjach.
Qla: Dokładnie tak, w najbliższych planach jest teledysk do utworu „Polityki”. Oczywiście staramy się grać jak najwięcej koncertów, więc jeśli ktoś chce nas zaprosić na koncert, serdecznie się polecamy
Czas ucieka, lato coraz bardziej gorące, a czy to prawda, że „Oddechy” pracują nad nowym materiałem na drugą płytę? Jak długo będziemy na nią czekać?
Qla: Tak naprawdę, aby nagrać dwie następne płyty, wystarczy tylko drobna retrospekcja, gdyż materiału mamy bez liku, więc niebawem coś na pewno się wykluje. Dodatkowo wciąż powstają nowe kawałki, więc jeszcze nie wiemy jak to ogarniemy wydawniczo. Jeśli się sprężymy, usiądziemy i pomyślimy, to możemy zacząć działać w tym kierunku już pod koniec roku, więc może coś się wysmaży na 2012 rok.
Fantomas: Nieustająco tworzymy nowe numery, niektóre z nich już gramy na koncertach i jak wszystko się ułoży po naszej myśli, to sądzę, że wejdziemy do studia w przyszłym roku.
Jakie są wasze najbliższe plany koncertowe?
Qla: Z końcem lipca szykują się wojaże zagraniczne po Czechach, odwiedzimy stolicę oraz kilka festiwali (w tym Stolica Reggae Festiwal w Bąkowie koło Kluczborka) oraz tradycyjnie już pojeździmy po miastach i miasteczkach naszego cudownego kraju. Mamy jeszcze kilka terminów wolnych, więc do telefonów organizatorzy.
Wywiad ukazał się w magazynie Free Colours nr 17.