Dubska: Telefonicznie molestowali wydawcę

0
2871

Podobno reggae to, obok bluesa, najbardziej schematyczna muzyka. Na szczęście istnieją kapele, które w ramach tej prostej muzyki potrafią przemówić własnym głosem. Jedna z nich wydała właśnie płytę.

Bydgoski zespół Dubska istnieje już kilka lat i zdążył nagrać trzy niewydane profesjonalnie płyty. „Demo 2000”, „Nie Zmul Dna” i „Koncert w Mózgu” zostały wydane przez zespół własnym sumptem pod szyldem Madżonga Records, ale brak praktycznie jakiejkolwiek dystrybucji sprawił, że mało kto miał okazję dotrzeć do tych nagrań. Przy okazji ich koncertu w toruńskim klubie Jazzgod (21.03.05), miałem przyjemność porozmawiać z Melonem (trąbka) i Filipem (saksofon) o ich nowej płycie, która ukazała się nakładem poznańskiej wytwórni Mami Records. Pod koniec rozmowy pojawił się Jarek (perkusja) i dorzucił swoje trzy grosze.

Michał Ławniczak

 

W końcu znaleźliście wydawcę…

Melon: Materiał zdecydowało się wydać Mami Records, dość prężne wydawnictwo z Poznania, które w sumie do tej pory nie wydawało reggae, ale właściciel Mami – Tomasz Kowalski zdecydował się nas wydać. Spodobała mu się połowa materiału, którą już nagraliśmy. Będzie to dobrze brzmiące nagranie. Naciskam na Tomasza Kowalskiego, żeby ta płyta ukazała się na wiosnę, chociaż są z tym problemy, bo on zwykł robić premiery na jesień i jest trochę oporny, ale ja dzwonię do niego raz w tygodniu i molestuję go psychicznie, żeby to było na wiosną (Udało się. płyta wyszła w czerwcu – dop. red.). Zespół istnieje już tak długo i ten materiał wałkujemy już tak długo, że po prostu im szybciej płyta się ukaże, tym lepiej. O tyle dobrze, że wydaje on także bydgoski zespół Upside Down i planowane są być może jakieś wspólne koncerty promujące ich nową i naszą nową płytę, bo zbiega się to w czasie. Mogłoby to być zresztą ciekawe przedsięwzięcie, żeby pojechać razem w trasę typu kalifornijski punk-rock i reggae (śmiech).

A czy oprócz wspomnianej trasy macie już zaplanowane jakieś koncerty wiosenno-wakacyjne? Być może będzie was można usłyszeć na jakimś letnim festiwalu?

Filip: Na pewno zagramy w lipcu na festiwalu Nie Zabijaj w Oleśnie. Na pewno zagramy też na Festiwalu Harmonijki Ustnej w Bydgoszczy, tylko ktoś musi zagrać na harmonijce. Wydelegowaliśmy Melona do tego zadania (śmiech). Poza tym myślę, że będziemy próbowali zagrać na Przystanku Woodstock i że śladem zeszłorocznych wakacji będziemy myśleli o wakacyjnym wyjeździe pod tytułem granie na ulicach gdzieś na Wybrzeżu. Zrobiliśmy tak w zeszłym roku i było dość sympatycznie, poza tym naprawdę wiele się wtedy nauczyliśmy. Zgraliśmy się i nabraliśmy takiego zacięcia w graniu – upał, nie upał, deszcz, nie deszcz, trzeba grać. No i się grało nie zważając na okoliczności i było fajnie. Fajne są dzisiaj z tego wspomnienia.

Melon: Z tymi festiwalami letnimi wiele zależy właśnie od tej płyty. Jak wiemy z doświadczenia, jeśli zespół nie ma płyty, to bardzo ciężko jest mu obstawić jakieś duże festiwale, jest to zresztą problem typowo polski. Myślimy więc, że jeśli płyta wyjdzie wiosną, to festiwali z naszym udziałem może pojawić się więcej.

Myślicie o wydaniu starych materiałów? Bo muszę przyznać, że gdy usłyszałem niedawno „Nie Zmul Dna”, to pomyślałem, że szkoda, iż ten materiał nie został jakoś szerzej wypromowany, bo od czasu Izraela praktycznie nie było na polskiej scenie reggae płyty tak nieszablonowej i różnorodnej stylistycznie.

Filip: Na pewno niejedna jeszcze wódka pójdzie i niejeden zęby straci przy rozmowach na ten temat, aczkolwiek moje myślenie jest takie, że skoro spotykamy wielu ludzi, którzy nas wcześniej nie słyszeli, a udało im się jakoś dotrzeć do naszych starych nagrań i o te nagrania pytają, to niedobrze byłoby, gdyby one przepadły gdzieś w śmietniku. Poza tym te nagrania, nie tylko „Nie Zmul Dna”, ale też np. „Demo 2000” mają dla nas swoją wartość, nie tylko sentymentalną.

Robiliście coś w tym kierunku, żeby to wydać…

Melon: Tu jest problem. Być może nie zrobiliśmy wszystkiego, żeby ten materiał został wydany, bo jesteśmy słabo zorganizowani, ale jednak w kilku znaczących miejscach ta płyta była dostępna i właściwie nigdzie nie spotkała się ze zrozumieniem. To jest zresztą paradoks, bo teraz, kiedy gramy piosenki, pojawia się wiele zarzutów, że gramy tak jak wszyscy, że gramy melodyjnie, zbyt piosenkowo i nagle ten materiał sprzed lat spotyka się ze zrozumieniem, ale to głównie wśrod, nie oszukujmy się, bardziej osłuchanych odbiorców, wśród bardziej wyrobionych fanów muzyki. Natomiast wydawców generalnie nie interesuje instrumentalne reggae, gdyż uważają, że nie jest to „hitowe” i się nie sprzeda. Zresztą ten sam problem przerabiam z zespołem Mordy. Graliśmy ostatnio w Białymstoku i udzieliliśmy tam trzech wywiadów, gdzie w każdym pojawiało się pytanie, dlaczego nie ma nas w mediach, skoro funkcjonujemy na scenie już dobrych kilka lat. Za każdym razem mówię, że to jest pytanie do mediów, a nie do nas, dlaczego nie ma w nich miejsca na zespoły, które wyłamują się ze schematów. Dlaczego zespół, który gra muzykę nie dającą się zamknąć w jakieś sztywne ramy stylistyczne, medialnie nie istnieje. To jest ogromny problem w Polsce. Nie wiadomo gdzie rozchodzę się pieniądze na kulturę, wszystkie kluby borykają się z problemami typu jak zapłacić kapelom za koncert i tak dalej. Pieniądze na kulturę są rozdawane w ten sposób, że pan Czesiu z urzędu miasta rozbije wielką bańkę na jakiś wielki festyn dla ludożerki, a za te pieniądze można by zrobić 5, albo 10 koncertów młodych kapel i wszyscy by byli zadowoleni, ale to jest szerszy problem na osobną dyskusję o roli kultury w życiu, dyskusję polityczną.

dubska-afryka-02

Mimo wszystko reggae jest chyba jedynym jeszcze gatunkiem muzyki alternatywnej, który się jakoś tam sprzedaje, a na koncerty reggae wciąż przychodzi dużo ludzi.

Melon: Masz rację.

Właśnie dlatego dziwię się, dlaczego Dubska przez tyle lat nie mógł wydać płyty. Jednocześnie słyszę tyle kapel, również tych bardzo popularnych, które regularnie wydają swoja muzykę, chociaż ona delikatnie mówiąc nie prezentuje specjalnie wysokiej jakości.

Melon: My też się dziwimy…(śmiech). Ale tak poważnie, to problemy są dwa. Byliśmy nastawieni na odbiór w scenie stricte reggae, a grając muzykę, nazwijmy ją – dziwną, zespół nigdy nie spotkał się ze zrozumieniem. Najpierw, kiedy graliśmy jakieś eksperymentalne duby, to wszyscy patrzyli na nas jak na egzotyczne zwierzęta, nie wiedzieli z czym to jeść i o co chodzi, że nikt nie śpiewa i tak dalej. A przecież muzyka bez wokalu jest bez sensu…(śmiech). W momencie, kiedy zaczęliśmy grać z dwoma wokalistami i zaczęliśmy robić piosenki, pojawiły się zarzuty, że to jest zbyt oczywiste, zbyt miękkie i pod publiczkę i…dlaczego nie gramy jakichś suit na sekcję dęta? A druga strona medalu jest też taka, że nie potrafimy się zorganizować. Zespół nie ma menadżera, a dzisiaj kapela bez menadżera po prostu nie istnieje. Niby robimy to wszyscy, a tak naprawdę nie robi tego nikt, to tak jak w komunizmie (śmiech). Zamierzamy to zmienić, cały czas szukamy, ale nie widzimy wokół siebie zbyt wielu odpowiednich osób.

dubska-zimowe

Czy ta zmiana muzyczna była spowodowana sprawami, o których mówiliście, czyli tym niezrozumieniem u odbiorców i wydawców, czy wynikła ona jakoś naturalnie?

Filip: To było tak, że ja i Mały, który grał wtedy na basie, wyjechaliśmy z kraju. Chłopaki przez pół roku kręcili się po kanciapie i nie bardzo wiedzieli, co ze sobą zrobić, aż w końcu zaprosili Dymola na gitarę, Grzyb wskoczył na bas, po jakimś czasie ja wróciłem z Londynu i te wszystkie zmiany jakoś naturalnie wpłynęły na muzykę.

Melon: To poszło bardzo naturalnie i nie było na pewno przemyślane koniunkturalnie, chociaż myśleliśmy już wcześniej o tym, żeby grać bardziej piosenkowo. Wcześniej było w zespole wiele ciśnień. Dla mnie jako trębacza naturalna jest fascynacja jazzem i improwizacją. Z kolei chłopacy bardziej wolą korzenne rytmy i jakby nigdy im to do końca nie pasowało. Wyjechał Muras – puzonista, który też kładł nacisk na jakieś tam historie jazzujące, a ja spotkałem Dymola, którego znałem ze starych czasów. Okazało się, że jest on świetnym twórcą piosenek, głównie po angielsku, chociażby dlatego, że utrzymywał się i utrzymuje jeżdżąc do Berlina i grając w metrze na akustyku (O tym opowiada tekst utworu „Subway”, który znalazł się w pierwszej dziesiątce internetowej listy przebojów Radia Bis – przyp. aut.). Mimo wszystko jednak myślę, że zespół nie wyrzeka się do końca swoich korzeni i będziemy szli też w jakimś kierunku instrumentalnym, bo widzę, że zaczynamy być trochę zmęczeni taką zamknięta formą piosenkową i być może będziemy starali się dokonać syntezy piosenkowego grania z ciągotami do swobody i improwizacji. Najważniejszy jednak jest puls, a mamy świetna sekcją rytmiczną, co zresztą zostało już zauważone w Ostródzie (Dubska otrzymało na festiwalu reggae w Ostródzie wyróżnienie za najlepszą sekcję rytmiczną – przyp. aut.). Co zaś się tyczy „piosenkowości” naszych numerów, to Włodzimierz Kleszcz powiedział, że gramy jak polskie UB-40. Ja to traktuję jak komplement.

Filip: Ja będę powtarzał, że dla mnie UB-40 jest zespołem, który w idealny sposób miesza ze sobą gatunki muzyki jamajskiej. Potrafi właśnie zrobić dubową piosenkę reggae’ową i to jest dla mnie fascynujące w tym zespole. Nie chcemy grać jak UB-40, ale myślę, że myślenie o muzyce mamy podobne.

(W tym momencie pojawia się Jarek i wciągamy go do dyskusji).

Filip: Jarek, może ty powiesz, dlaczego gramy jak UB-40?

Jarek: A gramy tak?

Filip: No, podobno.

Jarek: Może dlatego, że nie mieszkamy na wyspach karaibskich, tylko w Europie, a tu się gra inaczej. Poza tym, jak byłem mały to pierwsze reggae, jakie słyszałem, to było UB-40. Zresztą do UB-40, często porównywano też Daab, który z pewnością jest dla nas kapelą ważną.

Melon: No właśnie, myślę, że to dlatego, że my też przykładamy dużą wagę do melodii i do, że tak powiem, „ładnych rzeczy”. Natomiast w Polsce cały czas jeszcze pokutuje kiedyś bardzo bliski związek sceny reggae, ze scena punk-rockową. Zespoły reggae, kiedyś były bardzo „walczące”, jak chociażby Izrael.

Jarek: Tak, ale Izrael zawsze miał swój styl i między innymi dlatego uważam go za kapelę mojego życia. My też chcemy grac po swojemu. Inspirujemy się muzyką jamajską, ale nie chcemy jej kopiować. Wiadomo, że są pewne kanony, takie jak bas, który idzie nisko, czy lekki dubik, który musi lecieć, ale to wszystko. Natomiast wiele kapel, które słyszę, to są kopie czegoś tam.

Czym się wobec tego różni wasza muzyka, od rdzennej, jamajskiej?

Jarek: Muzyka jamajska jest bardziej transowa, oparta w większości na dwóch riffach i takiej transowej mantrze, a my staramy się robić piosenki.

A jakie jest wasze podejście do całej kultury rasta, przez pryzmat ludzi żyjących w Europie?

Jarek: Wiesz, trudno żyjąc w Europie podpiąć się w 100% pod rastafarianizm. To, że są trzy kolory na plakacie, to tylko jakiś symbol, który jest tylko po to, aby umiejscowić się w całym panelu muzyki.

Filip: Trudno jest być rastafarianinem mieszkając nad Wisłą.

Jarek: Ja mogę powiedzieć, że jestem rasta, ale tylko na Polski grunt, mówienie o sobie, że jestem rasta z pełnym przekonaniem, byłoby bez sensu.

DODAJ KOMENTARZ