Sizzla
„Crucial Times”
(Greensleeves, 2010)
Tym razem nie mam zamiaru narzekać kolejny raz na to, że guru bobo dreadów rozmienia się na drobne nagrywając hurtowo płyty. Bo ten album jest nawet przyzwoity, jak na tytułowy „przełomowy okres” zapowiadany przez wokalistę.
Co prawda, mocno obawiam się, że nie jest on już w stanie nagrywać płyt tak ważnych dla reggae jak w latach 90., ale oddać trzeba mu, że odbił się odrobinę od dna, którego wydawał się dotykać jeszcze kilka lat temu. Zawartość krążka zaskoczeniem dla nikogo znającego dokonania Sizzli nie będzie.
Muzycznie modern roots, tekstowo – rastafari i problemy społeczne. Wyróżniają się kompozycja tytułowa oraz „Rat Race”. Jest też zaskakujący „Jolly Good Time” brzmiący niczym z dyskoteki lat 80. oraz drum’n’bassowy „Sufferation and Poverty”, a także mniej dziwiący bębniarski „There’s No Pain”, bo kompozycje nyabinghi Sizzla już na swoich albumach zamieszczał.
Ale generalnie jakichś przełomowych kompozycji tu nie znajdziemy. Choć bardzo słabych też nie. Rzadko zdarza się, by szata graficzna wydawnictwa reggae była tak wciągająca jak muzyka. Tu jest inaczej. Bowiem bardzo fajny, choć nie nowatorski, jest pomysł na wkładkę do płyty.
Jest ona zrobiona niczym gazeta – są artykuły, w których nie mogło zabraknąć przesłania kaznodziejsko-społecznego, opatrzone tytułami, zdjęcia, stopka redakcyjna, a nawet…prognoza pogody. Ciekawostką jest możliwość ujrzenia prywatnych zdjęć wokalisty – z czasów szkolnych oraz z matką.
Jarek Hejenkowski
Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 14