V/A Songs For the Lovers 3

0
973
V/A Songs For the Lovers 3
(Greensleeves, 2010)

Miłość, wiadomo, piękne uczucie, więc już od wielu lat w reggae istnieje osobny gatunek piosenek określanych mianem lovers i opisujących wszystko z nim związane.

Brytyjska wytwórnia zdecydowała się po raz trzeci już na dość ryzykowny w sumie ruch polegający na zebraniu na dwóch krążkach kilkudziesięciu utworów, w których jest słodko, namiętnie i uczuciowo.

Ryzyko związane z takim wydawnictwem polega na niebezpieczeństwie przesłodzenia. No i w moim przypadku odruch zgoła nie licujący z miłością nastąpił już pod koniec pierwszego krążka, na którym znaleźli się tacy wykonawcy jak Sugar Minott, Dennis Brown, Frankie Paul, Beres Hammond czy Sanchez.

Tymczasem przede mną była druga płyta, na której cukierasy oferowali Luciano, Gregory Isaacs, Coca Tea czy John Holt. Zacisnąłem pięści oraz usta i drugą serię przebrnąłem już bezboleśnie, także za sprawą faktu, że o uczuciach można śpiewać także z podtekstami, co dodawało czasem pikanterii opowieściom.

Dwie godziny nie zmieniły mojej opinii o tym, że piosenki reggae znakomicie nadają się do opisywania miłości, jednak teraz już jestem przekonany, że w zbyt dużym natężeniu mogą powodować reakcje odwrotne do zamierzanych.

Drugi wniosek jest taki, że najlepiej w takich kawałkach sprawdzają się damsko-męskie duety. Jest wtedy w nich bowiem nie tylko większa szczerość, ale też wyczuć można tę interakcję między śpiewakami. Może dlatego z tych 30 piosenek bardzo podobały się te zaśpiewane przez Etanę i Alborosie czy Sancheza z Cynthią Schloss.

Jarek Hejenkowski

Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 14

DODAJ KOMENTARZ