Zadebiutowali klika lat temu płytą zatytułowana po prostu „Pajujo”, zaczęli coraz więcej koncertować a nazwa grup zataczała coraz większy krąg wśród słuchaczy. Singiel w poprzednim numerze Free Colours tylko dolał oliwy do ognia – przed nimi jest przyszłość! Wystarczy jak sięgniecie po drugi krążek „AbraSkaDubRa”, którego premiera na festiwalu Reggaeland w Płocku. Na pytania Free Colours odpowiadali: Przemek Fujarczuk i Maciek Cieślak.
Zima
Nazwa Pajujo ma zapewne wzbudzać ciekawość, ale tak naprawdę to oznacza…
Nazwa Pajujo to kompletny przypadek. Prawda jest taka, że kiedyś, dawno temu, pewna mała istota ucząca się mówić próbowała powtórzyć słowo „pióro” i wyszło jej coś w pobliżu „pajujo”. Ktoś komuś to opowiedział, ktoś się zaśmiał i nazwa pojawiła się w naszym języku. Nazywając zespół Pajujo nie myśleliśmy o tym, czy nazwa będzie wzbudzać ciekawość. Teraz wiemy że wzbudza, a do tego mamy wyłączność na google (śmiech).
Jesteście tuż przed wydaniem drugiej płyty. Miałem już okazje ją usłyszeć i zrobiliście naprawdę duży postęp w ciągu tych 3 lat od wydania pierwszego albumu…
Cóż tu powiedzieć… Cieszymy się, że jest progres a nie regres. Skoro znawca tematu tak mówi, musi być dobrze (śmiech). Ciekawi jesteśmy jak zareagują na naszą nową twórczość inni ludzie. Na razie mogli usłyszeć zapowiedź „3 Different Sounds” oraz promomixa, które bardzo dobrze się przyjęły. „Malowana reggae” jest najczęściej wywoływanym kawałkiem na koncertach, a na płycie znajdzie się jeszcze wiele niespodzianek.
W muzyce słychach fascynację ska i reggae…
Pajujo to przede wszystkim 8 różnych osobowości, różne upodobania muzyczne, gusta, smaki, które podczas tworzenia muzyki trzeba połączyć. Reggae i ska są gatunkami, które łatwo dają się mieszać z innymi stylami muzycznymi. Ponadto jest to niesamowicie pozytywna muzyka, ukojenie dla ducha i ucha. My sami jesteśmy bardzo pozytywnie nastawionymi do życia ludźmi i chcemy dzielić się tym nastawieniem z innymi. Jeśli chodzi o nasze wzorce to St.Petersburg Ska, DubXenne, Tokio Ska Paradise Orchestra, Gentleman, Albarosie, Seeed, Skatalites, Dellé. „AbraSkaDubRa” czyli nazwa naszej nowej płyty, jest mieszanką reggae, ska, ragga, dub, rocksteady i do tego ma za zadanie zaczarować słuchacza!
Ale też jest ukłon w stronę hip-hopu.
Jest, jest… Podczas naszych koncertów poznajemy mnóstwo wspaniałych i utalentowanych osób. Tak właśnie było z Mateuszem „Frachem” Fraszkiem, który zafascynował nas swoim freestyle’em podczas jednego z koncertów w Wieluniu. Frachu jest świetnym poetą i artystą samym w sobie. Chcemy, żeby o takich dowiedzieli się inni. Pomyśleliśmy, że w jakimś tam stopniu możemy mu w tym pomóc. Frachu wystąpił gościnnie w kawałku „Nie mów za wiele”, ponadto wspierał lirycznie niektóre kawałki. W końcu reggae i hip-hop są kuzynami, a rodzina musi się spotkać od czas do czasu (śmiech).
A pamiętasz pierwszego wykonawcę reggae lub ska, którego usłyszałeś?
Może to zabrzmi szablonowo, ale pierwszym wykonawcą reggae, którego usłyszałem, był Bob Marley i pieśń „Three Little Birds” albo „No woman no cry”, nie pamiętam dokładnie. Wiem, że mój tata miał to na jakichś kasetach.
Na płycie pojawia się gość. Dlaczego właśnie on?
Jeśli chodzi o Rafała, znamy się i przyjaźnimy już od jakiegoś czasu. Jest ciekawym artystą i świetnym menagerem. Rafał i całe Tabu wspierają nas, odkąd pamiętamy. Zaproszony przyjechał bez zastanowienia. Na płytce pojawiają się również inni goście, którzy instrumentalnie wspierają nowe kawałki. Są to głównie nasi znajomi „z podwórka”.
Mimo młodego wieku, gracie bardzo dużo koncertów. Jak wam się udaje ta sztuka?
Nasza młodość jest dość względnym pojęciem, faktem jest już to, że nam latka mijają. W naszej ocenie to wygląda tak, że chcielibyśmy grać jeszcze więcej koncertów, niż gramy, ponieważ lubimy tę formę przedstawiania się, ujawniania, no i oczywiście dobrze nam z tym, a dodatkowym doładowaniem jest moment, gdy publiczność chce więcej. Sztuka grania dużej ilości koncertów wynika tylko i wyłącznie z naszych chęci. Jak się chce, można naprawdę wiele zdziałać.
Wynika z tego, że nie macie dużych stawek i chcecie po prostu grać, czy może sprawnego menadżera?
Stawki? Jeżeli można tak to nazwać, nie wiem, mamy chyba średnie. Naszym celem jest granie koncertów, a nie zarabianie, bo pieniążki to my już niestety musimy zarabiać prywatnie, na własną rękę, by się utrzymać. Oczywiście, otrzymujemy z zespołowej puli jakieś wynagrodzenia na drobne wydatki, ale bez przesady. Nasz menager jest „sprawny” – tak jak to nazwałeś i wygląda na to, że z koncertu na koncert będzie coraz sprawniejszy!
Co byś poradził tym zespołom, które narzekają na brak koncertów?
Młodym zespołom poradziłbym, by przestali właśnie narzekać, a zaczęli promować siebie. Gdzie? Nam na przykład dużo dało uczestnictwo w różnych konkursach muzycznych, otworzyło nas to i pozwoliło uwierzyć w siebie oraz potraktować poważnie to, co się robi w zespole. Dodam jeszcze, że jestem zwolennikiem twierdzenia „koncert robi koncert”. Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że nic nie ma za darmo. Najpierw trzeba do tego dokładać, żeby potem móc coś wyjąć. Na koncertach poznaje się wielu ludzi, którzy znają ludzi, którzy… itd. Przez takie coś powstają kolejne sztuki, informacje rozchodzą się na zasadzie poczty pantoflowej. Oczywiście Internet bardzo przy tym pomaga.
Wesoła muzyka, momentami wesołe teksty, zespół zawsze jest tak optymistycznie nastawiony do życia?
Życie jest zbyt krótkie i piękne, żeby się martwić. Trzeba brać z niego garściami, ile się da. Wiadomo, są gorsze chwile, ale nigdy nie ma takiej sytuacji, z której nie dałoby się wyjść. Świat nie jest kolorowy, ale my ludzie możemy zrobić dużo, żeby go zmienić. Tymi poglądami i pozytywnym myśleniem chcemy poprzez naszą twórczość zarazić innych.
„Zbudź się, powstań, żądaj swoich praw” to mocny, punkowy tekst.
„Get up, stand up” to jeden z flagowych utworów Boba Marleya, który pięknie przetłumaczył Andrzej Jakubowicz. My zmieniliśmy kilka słów „pod piosenkę”, zachowując przy tym przesłanie, które niesie. Czy jest mocny? Punkowy? Niech każdy posłucha i sam oceni.
A „Dokąd biegniesz świecie, zatrzymaj się…” to brzmi jak ostrzeżenie.
To brzmi jak prośba zwrócenia uwagi na sprawy, które dzieją się wokół nas. To, o czym wspominałem wcześniej. To my budujemy ten świat i jesteśmy za niego odpowiedzialni. Błędy przeszłości nie mogą powtórzyć się nigdy więcej.
Czy rower z utworu o tym samym tytule jest autentyczny?
Oczywiście, że tak. Zielony rower dziadka to rower, który dostałem w spadku po jego śmierci. Jest jak najbardziej zielony, ma kolorowe siodełko i czerwoną lampkę z tyłu. Ostatnio przeszedł mały lifting – ma teraz fioletowe widełki. Ale o tym może na następnej płycie (śmiech).
Śpiewacie „nowa jakość, nowa siła”. Takie jest Pajujo?
Posłuchajcie, usłyszycie, ocenicie…
Wywiad ukazał się w magazynie Free Colours nr 14.