Europejskie Zgromadzenie Rastafari

0
13715

Wyjeżdżając do Szwajcarii na Europejskie Zgromadzenie Rastafari zastanawiałem się czego tam mogę się spodziewać. A miałem do tego mnóstwo czasu, ponieważ podróż z Chorzowa do Cerneux-Godat trwała w sumie 25 godzin. Zastanawiałem się, czy moja wiara dozna tam wzmocnienia, czy też zaznam rozczarowania spotkawszy grupę ludzi tworzących „towarzystwo wzajemnej adoracji” albo nie podchodzący zbyt poważnie do Drogi Rastafari. Moje uczucia w drodze na Zgromadzenie były więc – delikatnie mówiąc – mieszane, jednak zastana na miejscu rzeczywistość przewyższyła wszystkie pozytywne oczekiwania, które miałem, nie mówiąc już o rozwianiu wszelkich obaw.

Ras Ariel

Z Chorzowa wyruszyłem w drogę w środę 4 maja tuż po 17.00. autokar przemieszczał się wiekszymi i mniejszymi ulicami, by po pewnym czasie pozostawić za sobą górnośląski Babilon – zatłoczoną samochodami, ludźmi i hipermarketami betonową dżunglę i pośród skrzących się żółcią pól rzepaku kierować się prosto w stronę Syjonu, który dla mnie umiejscowiony był w tym konkretnym przypadku w Szwajcarii, w kantonie Jury, w malutkiej wiosce Cerneux-Godat.

Mknąc siecią autostrad w pewnym momencie straciłem orientację gdzie dokładnie się znajduję, bo nie miałem przy sobie mapy, ale w moim sercu był zawsze obecny tam kompas, wskazujący tylko jeden kierunek: Górę Syjon! „Święta Jego góra, wzniesienie wspaniałe, jest radością całej ziemi. Góra Syjon, ostatni kraniec północy, jest stolicą wielkiego Króla” (Ps 48,3 – BP).

Autokar dowiózł mnie do stolicy Szwajcarii, Berna, pociągi do stacji w miejscowosci Les Bois i przyszedł czas na ostatni etap podróży: półgodzinny spacer do Cerneux-Godat. Pośród piękna gór Jury, przy dźwięku dzwoneczków zawieszonych na szyjach wszechobecnych w tym regionie krów, dotarłem wreszcie do miejsca, w którym strzałka Colonie Lucerne wskazała mi cel mej podróży i z daleka dojrzałem charakterystycznie wyglądających osobników, którymi okazali się bracia i siostry z Szwajcarii i Niemiec.

Zostałem przyjęty bardzo serdecznie i rozpoczął się czas słodkich relacji w braterskiej i siostrzanej Wspólnocie Bożych Dzieci. Jako, że dzień powoli chylił się ku zachodowi na miejsce docierało coraz więcej Rasta z różnych krajów Europy. Brat z Niemiec z radością stwierdził, że jeszcze nigdy nie było w Europie zgromadzenia Rastafari, w którym rozbrzmiewałoby tak wiele języków.

Serdeczność i ciepło obecne we wzajemnym witaniu się braci i sióstr pozostaną na zawsze w mojej pamięci i utwierdzają mnie w przekonaniu o autentyczności ścieżki, którą podążamy. Pewnych rzeczy nie można udawać ani podrobić, łatwo rozpoznać to, co jest prawdziwe. W pewnym momencie podeszła do mnie siostra, która przyjechała właśnie z grupą włoskich Rasta i pozdrowiła mnie słowami: „Błogosławię cię w imieniu Hajle Sellasje I Jah Rastafari” i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że moc jej błogosławieństwa spłynęła na mnie w mgnieniu oka, bo tak się złożyło, że znajdowałem się akurat – czy to z powodu męczącej podróży, czy z jeszcze innego powodu – w niezbyt dobrej kondycji psychicznej, a po słowach błogosławieństwa wypowiedzianego przez tę drogą siostrę, w jednym momencie zeszła ze mnie chmura depresji i mogłem zacząć cieszyć się w pełni interpersonalnymi relacjami miłości.

W sumie do Cerneux-Godat dotarło około 50 Rasta (nie znam dokładnej liczby), myślę, że najliczniej reprezentowane były Włochy. Bracia i siostry z tego kraju wnieśli do Zgromadzenia specyficzna atmosferę – gorącą i silnie uduchowioną, charakteryzowali się też bardzo „ortodoksyjnym” wyglądem (nawiasem mówiąc, zastanawiam się, co czułby Benito Mussolini słysząc jak synowie i córki kraju, który przed ponad 70 laty poprowadził w agresji na Etiopię, noszą na sobie barwy etiopskiej flagi i wyznają, że ich ojczyzną jest właśnie kraj, w którym przyszedł na świat Zwycięski Lew Judy …).

Czwartkowy wieczór, nazwany przez jednego z braci mistycznym („Mistic night, mistic moon, mistic stars…”), zakończył się śpiewami Nyahbinghi pod gołym niebem. Atmosfera Bożej obecności była wyczuwalna niemal namacalnie. Gdy umilkły bębny przyszedł oczywiście czas na rozmowy wypełnione słownictwem Rastafari, ale ja juz wymiękłem, co było wynikiem trudów podróży i nieprzespanej nocy spędzonej w niewygodnym autokarze. Za to w piątek wstałem wcześnie rano, gdy wszyscy jeszcze spali i odbyłem osobistą audiencję u Jego Cesarskiej Mości, na pobliskiej polance.

Po powrocie do schroniska w moje nozdrza uderzył bardzo miły, słodki zapach etiopskiego kadzidła obrzędowego, który umilił nam śniadanie. Chwilę później byłem już pośród braci, którzy zasiedli przy stole pod drzewami ogrodu, a nasze rozmowy po niedługim czasie przerodziły się w następną porcję psalmów Nyahbinghi. W podobnych klimatach upływał cały dzień, wyjątkiem była tylko… kontrola policyjna, której mieliśmy „przyjemność” doświadczyć wraz z trzema braćmi, gdy wybieraliśmy się do lasu po chrust na ognisko.

Wszystkie rzeczy z wszystkich kieszeni musiały znaleźć się na stole (było tego trochę!), a policjanci dzwonili gdzieś, by sprawdzić nasze dane. Gdy powiedzieli, że nie mają do nas żadnych zastrzeżeń i że jesteśmy wolni, stojący obok mnie brat z Szwajcarii wypowiedział słowa: „Chwała niech będzie Jah Rastafari!”, bo rzeczywiście odczuliśmy interwencję Pana w tym zdarzeniu.

Gdy nadszedł wieczór rozpoczęły sie obchody Szabatu. Odświętnie ubrani Rastamani zebrali się w pomieszczeniu, które w ciągu dnia przeznaczone było na miejsce zajęć dla dzieci (kolorowanki związane z tematyką Rastafari, kolorowe książeczki z Hajle Sellasje itp.), kilku braci usiadło przy bębnach i popłynęły pieśni… „Run come, rally rally, run come rally rally round Jahovia’s throne. So run away, come away from the land of the sinking sand”… Nadeszły chwile, w których mieliśmy przywilej przebywania na Świętej Górze Syjon, zatopieni w obecności Jah.

Poprzedniego dnia brat z Szwajcarii objaśniał mi dlaczego w rytmie Nyahbinghi ma miejsce podwójne uderzenie w bęben: jest to symbol dwukrotnego przyjścia Chrystusa, którego pierwsze przyjście było jak kwiat, a drugie jak owoc… Miałem w pamięci jego słowa uczestnicząc w szabatowych śpiewach Nyahbinghi. Było to absolutnie cudowne przeżycie, a gdy ujrzałem rozpromienione twarze sióstr po zakończeniu obrzędów, pomyslałem sobie, że chociaż wydałem na tę wyprawę sporo pieniędzy, to widok radości na ich twarzach jest bezcenny i są to rzeczy, których nie mozna przeliczać na pieniądze i nawet dla tego jednego widoku warto było jechać tak daleko.

Niestety następnego dnia wczesnym rankiem musiałem opuścić Colonie Lucerne, gdyż w poniedziałek musiałem być z powrotem na Śląsku, zostawiłem więc śpiących braci i siostry i ruszyłem w drogę. Wracałem z wielką radością w sercu, oczywiście nie dlatego, że opuszczam Zgromadzenie, ale z powodu tego wszystkiego, co dane mi było przeżyć, także tego, czego nie ująłem w mojej relacji: wegańskich posiłków (były tak dobre, że po wyjeździe nie wróciłem już do spożywania nabiału i przeszedłem na weganizm) poprzedzonych gorliwym czasem modlitwy dziękczynnej, ekspozycję zdjęć Jego Cesarskiej Mości z różnych stron świata, sporządzoną specjalnie na okazję Zgromadzenia biblioteczkę z książkami o Rastafari i Etiopii („True-brary”), stoiska z rastafariańskimi akcesoriami wytwarzanymi przez samych Rasta, cudownych rastafariańskich dzieci… „Obejdźcie, okrążcie Syjon dokoła, policzcie jego baszty! Podziwiajcie jego mury obronne, obejrzyjcie jego pałace, abyście mogli opowiadać przyszłemu pokoleniu: Taki jest Jahwe, Bóg nasz na zawsze i po wszystkie wieki!” (Ps 48,13-15).

Teraz z podnieceniem w sercu wyczekuję nadejścia dnia tegorocznych obchodów urodzin Jego Wysokości w naszym kraju, a jeden z braci z Niemiec, którego poznałem w Szwajcarii zapowiedział swoją obecność na naszym Nyahbinghi. Może nie przyjedzie sam, a jakkolwiek by się nie stało nasze zgromadzenie zostanie w ten sposób ubogacone (i uBOGAcone!). Ze swojej strony pozostaje mi mieć nadzieję, że 23 lipca wniosę do naszej Wspólnoty coś, czym Jah ubłogosławił mnie w Cerneux-Godat.

Tekst ukazał się w magazynie Free Colours nr 17.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułKamil Bednarek: Z misiami na scenie
Następny artykułSee-I

DODAJ KOMENTARZ