Zima Records 2025
Czasem trzeba dwudziestu lat, żeby oficjalnie zadebiutować fonograficznie. Tak jest w przypadku Żywicy, która przechodziła wielokrotną ewolucję, jednak konsekwentne dążenie do celu zaowocowało albumem wypełnionym dziesięcioma utworami. Jacek Karolewski, to siła sprawcza, weteran z „drugiej fali” reggae w Polsce, bezkompromisowy wojownik spod znaku trójbarwnej pulsacji. Wraz z przyjaciółmi przelał twórczo Żywicę, by nadać drzewu trzecie oko. A tu – gitarowe brzmienie, głęboko osadzone w tradycji lat 90-tych. Tej wibracji, lecz wypełnionej barwami współczesnych technik nagraniowych. Nie potrzeba efektownych fajerwerków, aby utwory miały pierwiastek budujący ich tożsamość. W wypadku Żywicy jest nim tekst oraz charakterystyczna „czaka” gitary rytmicznej. Liryczne śpiewanie Jacka przeplata się z melodeklamacją „Korka”, która nadaje dynamiki ragga. Specjalistą od gitarowych solówek okazuje się syn lidera – Dawid. Nie brakuje w nich zarówno mocy, jak i akustycznej delikatności. W basowym brzmieniu czasem słyszy się sentyment do zachodniego wiatru Dub Syndicate, ubarwionego przestrzennym echem i melodią melodyki , albo trąbki, bębnów. Na koniec kobiecy wokal, tak nieoczywisty w tym zestawieniu. Drzewo wyrasta z ziarna, czerpie życiodajną wodę, energię i pokarm, by zakwitnąć, zaowocować. Analogicznie . Żywica potrzebowała czasu na swoją dojrzałą płytę, którą z czystym sumieniem polecić mogę.
I&Igor