Muzyczną edukację rozpoczął w wieku kilkunastu lat od gry na trąbce i gitarze. Na tym pierwszym instrumencie grał nawet przez chwilę z zespole Zgroza. Występował także w hard core’owej grupie Contra. Znany stał się dzięki występom z zespołem Africonnect, w którym był wokalistą, autorem tekstów i muzyki. Ale prawdziwą gwiazdą polskiego reggae stał się w EastWest Rockers. Jest niezwykle ceniony za umiejętność dośpiewywania chórków. Stąd też wziął się jego drugi, mniej znany, pseudonim – Mr. Harmonee. W Free Colours Kamil, bo takie ma imię, rozmawiał o wielkiej trąbce, black metalu i futrze niedźwiedzia.
Jarosław Hejenkowski
Skąd się wziął twój pseudonim?
Kiedy chodziłem do liceum, moja wychowawczyni prosiła, żebym się przebrał za Mikołaja, ponieważ organizowaliśmy koncerty reggae’owe, z których cały dochód był zawsze przeznaczony na biedne dzieci. Pewnego dnia zabrakło stroju Mikołaja, a był strój niedźwiedzia. Przebrałem się w niego i od tej pory jestem Grizzlee.
Ale twój pseudonim ewoluuje, bo ostatnio mówisz na siebie Grizzula.
Bo ostatnio swoje pseudonimy zdrabniamy, jest wśród nas taka moda. Jest Miodula, jest Kubula, więc jest i Grizzula.
Swoje muzykowanie zacząłeś od czadowej Contry, czy Lion Vibrations?
Oczywiście, że od Lion Vibrations, które wtedy nazywało się jeszcze Zgroza. Miałem wtedy 14 lat i nigdy tego nie zapomnę. Chodziłem wtedy do szkoły muzycznej z wielką walizką, w której miałem trąbkę i ustnik. Pewnego dnia na stoisku muzycznym pewien człowiek zagadnął mnie mówiąc: „Hej, stary, może chciałbyś grać w reggae’owym zespole?” Ja byłem wtedy black metalowcem. Odpowiedziałem jednak, że mogę spróbować, choć pamiętam, że moi rodzice strasznie się tego bali, a chłopaki z zespołu chowali się z lufkami, bo bali się z kolei, że wydam ich rodzicom. Tak się zaczęła moja przygoda z reggae. W zespole wtedy pojawił się Artur Kocan i dał mi Gedeon Jerubbaal, R.A.P. Rokosz, Stage Of Unity i nagrania innych zespołów. Wtedy poczułem, że to jest to. To były piękne melodie i poczułem, że odnalazłem swoją niszę.
Jednak miałeś też sentyment do czadowej muzyki, bo pamiętam Contrę jako zespół, który mieszał ostre brzmienie z fajnymi, rytmicznymi melodiami.
Wiesz co jest piękne? Minęło sześć lat odkąd nie gram z Contrą i teraz gitarzysta oraz perkusista, czyli główny człon Contry, są w moim nowym zespole Mikstura. Spotkaliśmy się po latach i postanowiliśmy sobie pograć na luzie. Kiedy Managga się rozpadła powiedziałem chłopakom: „Mam całą szufladę piosenek. Zróbmy coś razem bez napinki”. Zgodzili się, przyjechali do mnie z gitarami akustycznymi, zaśpiewałem im piosenki i powiedzieli: „OK, ufamy ci, to jest dobry materiał”.
Do Mikstury wrócimy, a tymczasem jeszcze przeszłość. Wspominałeś, że chodziłeś do szkoły muzycznej. Ćwiczyłeś w niej tylko na instrumencie?
Tak, to była tylko trąbka. Wyrzucili mnie jednak, bo stwierdzili, że jestem antytalentem. Natomiast wszyscy z mojego roku w tej szkole nie robią w ogóle muzyki, poza tym wyrzuconym antytalentem.
Udzielasz się jednak głównie wokalnie. W tym jesteś samoukiem?
Tak, choć wszystko w szkole muzycznej kręciło się wokół świetlicy, która tam była. Ja mam dwa talenty – do języków i do szybkiego uczenia się grania na instrumentach. Więc kiedy miałem przerwę w zajęciach, w tej świetlicy obserwowałem gitarzystów. Następnie wracałem do domu i naśladowałem ich. Grałem i na perkusji, i na gitarze. W szkole muzycznej mieliśmy dostęp do różnego rodzaju instrumentów. Wiadomo, że nie jestem wirtuozem, ale w tej muzyce nie chodzi o to, żeby nim być. Tu chodzi o emocje, o uczucie, o miłość do muzyki.
Po Zgrozie i Contrze nadszedł czas Africonnect. Tam już tylko śpiewałeś?
Grałem na gitarze i byłem autorem wszystkim piosenek. Africonnect to było spełnienie moich marzeń i całe moje serducho. Pewnego dnia grałem na konkursie zespołów i tam poznałem niejakiego Gienię, który podszedł i powiedział mi tak: „Palisz marihuanę?” Odpowiedziałem: „Tak. A ty jesteś z policji?” Tak się zaczęła nasza miłość.
Wracając do Africonnect. Wielu wie, że istniał, ale niewielu widziało go na kncertach. To trochę taka efemeryda była.
Trochę tak. Ale dzięki temu zespołowi przyjechałem po raz pierwszy do Ostródy. Dzięki temu zespołowi poznałem Kubę 1200. Dzięki temu zespołowi powstało EastWest Rockers i dzięki temu zespołowi jestem tu, gdzie jestem. Z Africonnectem występowaliśmy w Ostródzie na konkursie zespołów. Ty chyba byłeś nawet w jury. Po tym koncercie podszedł do mnie Kuba1200 i powiedział, że właśnie wrócił z Amsterdamu i może byśmy coś razem zrobili, bo on jest z Opola, ja z Brzegu, więc to blisko. Tydzień temu byłem już u niego w domu i powstawało EastWest Rockers.
Ty naciskałeś, żeby w nazwie był człon „Rockers”. Dlaczego?
No bo ja kocham rock’n’rolla (śmiech). Wywodzę się generalnie z metalu, ale inspiracją dla mnie są także Jim Morrison i Rysiek Riedel. Zawsze trochę marzyło mi się, żeby być rockandrollowcem jak Mick Jagger.
Jim Morrison to też inspiracja dla Gutka.
O, Gutek jest z kolei inspiracją dla mnie. Większą jest tylko Miodu. Ale Gutek to mega wokalista.
Cztery lata mijają od składanki „Polski ogień” i tam objawiło się nam kilku wokalistów w solowych piosenkach. Ty też tam byłeś, ale zawsze jakoś z boku. To był świadomy wybór?
Mam taki plan na życie, żeby być producentem, żeby produkować chórki i harmonie. Bóg dał mi pewien talent i wiem, jak to robić. Strasznie się jaram, kiedy na przykład podchodzi do mnie Junior Stress i mówi” „Ej stary, robię drugą płytę. Zrobisz mi chórki?” Wiesz jakie to fajne, wręcz niesamowite uczucie? Ja sobie zdaję sprawę, że nie jestem liderem. Nie chcę nim być. Ale kocham być producentem, kocham produkować chórki, głosy. Uważam, że wiem jak to robić. Trochę nauczył mnie Pionear, trochę Olek z Vavamuffin i nie ukrywam, że trochę też szkoła muzyczna. Dla mnie najważniejsza jest produkcja i wolę być z boku. Moje główne zamierzenie jest takie, aby zestarzeć siedzieć z małolatami w studiu i robić chórki, głosy, produkcje. Marzy mi się, żeby pomagać młodszym, bo ja też zaczynałem i szukałem kogoś, kto weźmie mnie do studia, nagra piosenki, wyprodukuje głosy, powie mi, jak mam śpiewać. Zależy mi, aby pomagać małolatom, którzy są na początku drogi.
Czy jest jakiś patent na robienie chórków, jakaś metoda?
Kiedy słyszę wokal, od razu wiem, jak to wyprodukować. Tak po prostu mam.
Mimo że liderem być nie chcesz, to na ostatniej płycie EastWest Rockers wystąpiłeś w solowej balladzie. To trochę taka pościelówa, którą można śpiewać na ogniskach w obozach harcerskich.
Mnóstwo ludzi pisze do mnie maile z prośbą o podanie akordów do tej piosenki (śmiech). To są trzy najprostsze akordy świata, ale ludzie to kupują, podoba im się. Ostatnio graliśmy koncert poświęcony pamięci Big Mana Trytona i doszliśmy do wniosku, że to jest wyjątkowy koncert dla wyjątkowego człowieka, więc nie będziemy robić typowo eastwestrockowego koncertu, tylko nyabinghi, taki koncert akustyczny. Poczuliśmy wtedy, że nie jesteśmy tylko zespołem wokalno-muzycznym, tylko także muzykami. Postanowiliśmy, że najpierw damy ludziom trzecią płytę EastWest Rockers, a później damy im koncert unplugged.
Wspominałeś o płytach EastWest Rockers. Ostatnia była mocno hip-hopowa, pewnie także za twoją sprawą, bo ty dużo takiej muzyki słuchasz.
Ostatnio posłuchałem sobie tej płyty i pomyślałem sobie: Jezu, jaki to jest pop. Ale wtedy mieliśmy taką fazę. Piękne jest jednak to, że nigdy w swoim życiu muzycznym nie kierowałem się tym, czego od nas oczekują nasi fani. Chcieliśmy nagrać taką płytę, zrobiliśmy to i jest tam mnóstwo zajebistych numerów i mnóstwo rzeczy, które wtedy nam się podobały, a teraz już jesteśmy starsi i skoro patrzymy na to z perspektywy bardziej doświadczonych ludzi, więc chcemy zrobić zupełnie inną płytę, bardzo niekomercyjną.
Pozostańmy jeszcze przy twoich zainteresowaniach, teraz typowo badmańskich. Bounty Killer, Mavado i inni…Kręcą cię tacy zawodnicy.
Człowieku… Mavado to jest mój ulubiony wokalista i kocham to, co robi. On jest teraz największą gwiazdą na Jamajce, robi świetne tune’y, choć na koncertach śpiewa mega słabo i ja bym go na żywo zjadł i wysrał. Ale chłopka ma taką głowę do piosenek, pisze takie tune’y, że mam ciary jak tylko o tym mówię. Mavado rządzi. Vybz Kartel kiedyś, bo teraz tylko o dupach śpiewa. Świetni są też Jah Vinci, Gyptian, I-Octane – to są ludzie, którzy kształtują moją wizję rozwoju jamajskiej muzyki.
Odnoszę jednak wrażenie, że to często są ludzie, którzy podnoszą sobie ego poprzez kontakty z półświatkiem, machanie spluwanie i robienie groźnych min.
Na pewno jest tak jak mówisz. Ale to są prości ludzie. Oni się wychowali w takiej atmosferze, nie widzą innego życia. Oni nawet nie chcą jeździć do Europy, bo to jest dla nich obca rzeczywistość. To są prości ludzie i ich zasady są proste. Kiedy byli dziećmi, żeby było co włożyć do gara, trzeba było wyjść z gunem i sobie na to zarobić. Albo poszedłeś do pracy, o którą na Jamajce jest bardzo ciężko, albo wszedłeś z gunem do sklepu i obrobiłeś go. To jest właśnie to, co nazywam Babilonem. Że stworzyli tam getto i zostawili tych ludzi samopas, a teraz zastanawiają się, dlaczego tam jest taka przemoc, dlaczego oni są tacy agresywni. A skąd oni mają mieć na chleb, skoro cały rząd na nich się wypiął. W jaki sposób oni mają się dorobić? Mogą tylko śpiewać piosenki, albo być gangsterami. Ja ich nie winię i nie oceniam. Ale wiesz co jest piękne? Z tej biedy rodzi się mnóstwo przepięknej muzyki. Bo jak mówią: Artysta głodny, to artysta płodny. Szkoda, że się tak dzieje na tym świecie, bardzo mnie to boli. Ale ja taką muzykę kocham.
Czy twoja solowa płyta będzie badmańska?
Absolutnie nie. Rozumiem, że mówimy tu o moim mixtape. To będzie rzecz zupełnie za darmo, którą chcę dać wszystkim ludziom, którzy kochają Grizzlee’go jako modern rootsowego wokalistę. Dam im to za darmo, ponieważ nienawidzę tych umów, tych papierów, tych praw autorskich. Chciałem po prostu nagrać płytę na jamajskich riddimach i dać tym ludziom, którzy lubią mój modern rootsowy styl. Natomiast moją prawdziwą solową płytą będzie Mikstura. To moja prawdziwe serducho.
Jednak o twoim mixtape słychać już od dawna, a wciąż go nie ma. Ras Luta uwinął się zdecydowanie szybciej.
To prawda. Ale w grudniu Kuba1200 pojechał na Jamajkę i zostawił mi całe studio. Nagrałem w miesiąc 23 numery na ten mixtape. Gdy Kuba wrócił, zaczęliśmy to miksować. No i wtedy zaczepiłem o kabel twardego dysku, to wszystko zjeb… się na podłogę i wszystkie dane poszły się jeb… Wysłałem to do trzech firm i ocenili, że odzyskają to za 6 tysięcy złotych. Doszedłem do wniosku, że wolę to nagrać jeszcze raz. Przepraszam wszystkich, którzy czekają na ten mixtape i bardzo mi jest głupio, że zamulam, ale wychowany mnie w duchu hasła „dajmy ludziom coś najlepszego”. No i poprzez stronę EastWest.fm dajemy ludziom darmowe single z tego mixtape. Bo kiedy wydaliśmy drugą płytę EastWest Rockers, ludzie mówili, że sprzedaliśmy się dla Prosto. My się nie sprzedaliśmy. Zawsze byliśmy tacy sami i zawsze chcieliśmy robić muzykę.
Z kontekstu tego co mówisz wynika, że Mikstura to będzie muzyka eksperymentalna.
To będzie granie bardzo eksperymentalne. To jest moje serce. To wszystkie piosenki, których nie miałbym szans zrealizować z EastWest Rockers, bo tam gramy dancehall i reggae. Mikstura, jak sama nazwa mówi, to jest miks, to jest eksperyment. Wiesz co było piękne? Nagrywałem Miksturę przez rok i zaprosiłem na pierwszy koncert moich przyjaciół – Ras Lutę, Kubę, którzy wcześniej nie słyszeli żadnego kawałka, ani pół numeru. Ale gdy to usłyszeli koncert, powiedzieli później, że po każdym kolejnym kawałku zastanawiali się, co jeszcze dojebię. I o to mi chodzi. Chciałem wszystkie emocje i piosenki, których nigdy nie miałbym szans zrealizować w EastWest Rockers, chciałem przelać na Miksturę, a mam najlepszym muzyków na świecie – perkusista z Oceanu, gitarzysta z Contry, beatboxem zajmuje się Zgas, klawiszowiec jest z Jamala, czyli Grzela, mój przyjaciel, który zakładał ze mną Africonnect, no i basista Prosiak z Riddim Bandits. Dobraliśmy się idealnie.
No to na koniec Grizzlee w osłonie prywatnej. Zajmujesz się tylko muzyką, czy robisz coś jeszcze?
Tylko muzyka. Ona mnie wypełnia całego i dlatego dziewczyna mnie ostatnio rzuciła, bo stwierdziła, że bardziej kocham muzykę, niż ją. I to jest prawda.
Grizzlee wierzy w Boga?
Tak i to bardzo.
Jakiegoś rastafariańskiego, czy innego?
Wierzę w Boga, ale nie chcę nazywać go Hajle Selassie, Mahomet, Jezus Chrystus. Ja wierzę w Boga, ponieważ on mi dał talent, on mi dał głos i on mi daje pomysły na piosenki. Ostatnio miałem taką rozmowę z Prosiakiem z Riddim Bandits, który uważa, że Hajle Selassie był mordercą. Odpowiedziałem mu, że patrzę na Kubę 1200, patrzę na Ras Lutę, widzę jak oni czytają Biblię i widzę jak ich wypełnia radość. Wiec wierzyć w Boga jako Hajle Selassie czy Jezus Chrystus jest nieistotne. Ważne jest, czy jesteś dobrym człowiekiem, czy ta wiara sprawia, że idziesz w górę.
Bo ty tematów, nazwijmy to „hajleselassiowych” w piosenkach nie poruszasz.
No bo ja nie lubię nazywania. Nie lubię śpiewać, że wy wierzycie w ajle Selassie, a wy w Jezusa Chrystusa. Ja wierzę w Pana i wierzę w pewną energię, która na mnie spływ ai daje mi siłę, żeby wstać, żeby otworzyć oczy. Dziękuję ju za kolejny dzień i dziękuję mu za życie, bo jeszcze wczoraj byłem przekonany, że się spotkam z Panem (Grizzlee nawiązuje tu do incydentu, który miał miejsce w Ostródzie, w wyniku czego został poturbowany – dop. red.)
Czy płyta Mikstury będzie spełnieniem twoich muzycznych i życiowych marzeń?
Na sto procent tak będzie. Jak to usłyszysz, to zrozumiesz o co mi chodzi. Managga to był wstęp. Mikstura to jest pełnia szczęścia.
Wywiad ukazał się w magazynie Free Colours nr 15.