Bakshish „Alive”
Urban Folk, 2016
Jeśliby tworzyć kanon polskiego reggae, ten zespół na pewno by się w nim znalazł. Choć nigdy nie rozpieszczał liczbą wydawnictw, kiedy już decydował się wypuścić album, był on niezwykle ważny dla nadwiślańskiej odmiany jamajskiej muzyki.
Choć grupa istnieje już 35 lat, nigdy nie wydała albumu koncertowego. Były rozmaite bootlegi, ale oficjalnych nagrań nie. To w sumie dziwne, bo Bakshish słynął z bardzo wysokiego poziomu koncertowego. No i wreszcie jest koncertówka, nagrana w mieście, gdzie wszystko się zaczęło, czyli w Kluczborku.
Szkoda mi trochę, że zespół nie potraktował tego koncertu jako przekrojowego, bo zabrakło mi na krążku „Czarnej drogi”, „Czasu”, „Samotności”, „Good life” czy „Reflex”. No i kiepsko słychać publiczność, przez co nie ma efektu koncertowego.
Nie zmienia to jednak faktu, że ponad 70-minutowa podróż z Bakshish jest piękna. Bo piosenki, które na album wybrano są zwyczajnie piękne, jak większość kompozycji grupy zresztą. „Jak łzy”, „Słuchaj mnie”, „Sytuacja” czy „Daj mi siłę” to utwory ponadczasowe, w których muzyka jest ważna, ale równie ważne są słowa – mądre, trafnie puentujące oraz wciąż aktualne.
Szkoda jedynie, że nie ma płyty DVD, bo magia koncertów Bakshish to także zachowania Jarexa, jego gesty, nierzadko odbierane jako niemal mistyczne. Myślę, że z tak świetnie wypadającego na koncertach zespołu można było wyciągnąć więcej.
(hej)
Płyta do nabycia: https://sklep.zima.slask.pl/1845-bakshish-.html