Po kilku latach oczekiwań Habakuk powraca z nowym albumem i dostojnie kroczy po polskiej scenie reggae. O „Sztuce ulotnej” opowiadają Wojtek „Broda” Turbiarz i Wojtek Cyndecki. A Artur Szumlas ujawnia czym jest tajemniczy „Sekret Babilonu”…
Łukasz Rybak
Już kiedyś Habakuk ogłaszał, że zwalnia tempo, ale na nowej płycie to już maksymalne spowolnienie. Co się stało?
Broda: Fakt. Jest na płycie kilka wolniejszych kawałków niż do tej pory graliśmy, ale dokąd mamy się spieszyć? Muzyka to nie zawody, nie chcieliśmy się ścigać z innymi wykonawcami, ani z modą, ani z przeszłością (ta i tak jest już w tyle). Zresztą do niej też się odnieśliśmy w pozostałych utworach, bo nie będę ukrywał, ze chcieliśmy, by część z nich była zachowana w tym „starym duchu” kapeli, czyli z szybszymi tempami i gitarowymi riffami. Od ładnych kilku lat jesteśmy wkręceni w dub, a wolniejsze tempo utworów pozwala wsłuchać się w przestrzeń, poruszać się w niej, dać szansę wyraźniej zaistnieć pogłosom, usłyszeć co powie nam echo, a nawet podyskutować z nim.
Wojtek Cyndecki: Tempa i rytmy zmieniają się, ale to na pewno nie spowolnienie. Dla niektórych piosenek oczywiste było wolniejsze tempo, inne naturalnie wymagały szybszego. Myślę, że jako całość płyta nie działa spowalniająco. Naprawdę dużo tam energii.
W nowych piosenkach słychać prosty, dobitny przekaz. Do kogo przede wszystkim chcecie trafić z nowym albumem?
Broda: Już wiele lat temu śpiewaliśmy: „Kto powiedział, że prostota to głupota?”, dlatego cieszę się, że tak odebrałeś przekaz, a że jest dobitny, to jeszcze bardziej zadowala. Większość tekstów, które śpiewamy, to tak naprawdę cały czas komentarz rzeczywistości, kreacja przyszłości, ale myślę, że jest też trochę poezji czy nawet abstrakcji. Nie jesteśmy zespołem, który ma jakieś przemyślenia czy konkretne badania i plany do jakiego targetu chciałby dotrzeć. Dzielimy się prawdą, która łączy.
Wojtek: Chcemy trafić do wszystkich. Nie nagrywaliśmy tej płyty z myślą o jakiejś konkretnej grupie. Naturalnymi odbiorcami są fani Habakuka, ale mam nadzieję, że album dotrze do jak największej liczby słuchaczy.
Broda: Oczywiście obserwując publiczność na koncertach, rozmawiając z ludźmi czy czytając komentarze w internecie mamy świadomość, że ludzie mają otwarte uszy i oczy. Czasy, w których przyszło nam żyć, często wydają się być ostatecznymi, jakkolwiek by to nie brzmiało. Dlatego warto mówić wprost – kawa na ławę. Dziś, gdy jesteśmy już po premierze pierwszego singla („Słoik”), mogę odpowiedzieć przykładowo. Kierowniczka z pracy mojej żony, nie interesująca się reggae, usłyszała w radiu „Słoik” i tak jej się spodobał, że wszystkim kazała słuchać i jeszcze analizować wspólnie tekst. To bardzo miłe być docenianym przez zupełnie nowych odbiorców.
Jak trafiliście do Mystic Production?
Wojtek: Szukając wydawcy uderzaliśmy do różnych wytwórni. Ofertę Mystic’a uznaliśmy za najlepszą i myślę, że znaleźliśmy dobrego partnera do współpracy.
Broda: Mystic Production wydaje się być aktualnie najbardziej prężną wytwórnią z międzynarodowym rozmachem i takim też podejściem do działania. Fakt, że do tej pory nie wydawali tam żadnych reggae’owych kapel, tym bardziej pokazywał ich w świetle pozytywnym, że nie są zamknięci na żaden gatunek, że nie tylko dają szansę zaistnieć artystom, ale i sami chcą się rozwijać. Patrząc na katalog grup jakie mają w swojej stajni, trzeba przyznać, że nie ma tam żadnej szmiry. A dokładniej odpowiadając na pytanie jak trafiliśmy do Mystic: samochodem bez GPS, słuchając nowej płyty (śmiech).
Nową płytę wydajecie również na winylu…
Broda: Mam ogromny sentyment do tego nośnika i myślę, że wielu fanów reggae również. Zdajemy sobie sprawę, że płyty w Polsce słabo się sprzedają, dlatego nakład będzie tak zwany „kolekcjonerski”.
A jak się gra bez Kicza?
Broda: Każda zmiana w zespole jest odczuwalna, często bywa ciężka, ale zazwyczaj okazuje się potrzebna. Zespół musi jeszcze mocniej zabrać się do pracy. Cieszy to, że Krzysiek realizuje się, że ma na to czas, wydaje kolejne płyty, prowadzi fajny klub, studio nagraniowe… Ale też cieszę się z gry Kordiego. Wniósł dużo świeżości jak i zapału do grania. W każdym razie była to pobudka.
Wojtek: Odejście Krzyśka było dla nas sporym wyzwaniem. Na szczęście mogliśmy liczyć na Kordiana, który był w naszej ekipie już od lat i mógł go zastąpić praktycznie z biegu. Jako gitarzysta spisuje się wyśmienicie. Jedyne, czego brakuje, to wokal Krzyśka, bo niestety Kordian nie należy do tych rozśpiewanych. Niektórzy narzekają, że mniej teraz w Habakuku rokendrola, ale ja akurat nie przepadam za rokendrolem w reggae.
Wokół nowego albumu przewija się znów postać Artura Szumlasa. Jaki miał wkład w płytę?
Broda: Jak mówiłem, chcieliśmy nawiązać trochę do wcześniejszych dokonań Habakuka, dlatego poprosiłem Artura, by napisał kilka tekstów. Ten dał mi cały tomik. Wymiękłem… Tam były tak fajne rzeczy, że zrezygnowałem ze swoich pomysłów i postanowiłem, że oprzemy całą płytę na tym, co Artur zatytułował „Sekret Babilonu”.
Wojtek: Tak jak w przypadku wszystkich naszych poprzednich albumów, Artur jest też twórcą okładki. Jego teksty i nasze kompozycje doskonale się uzupełniają. To już sprawdzone połączenie.
Broda: U niego jest tak, że wraz z tekstami równocześnie powstają obrazki, grafy, ale nawet same rozmowy były inspirujące. Bardzo się cieszę, że znów jest z nami. Muzyka Słowo Liczba Kolor.
Jak to jest być tubą dla tekstów Szumlaski? Przez to, że śpiewasz jego teksty jesteście chyba jakoś szczególnie związani ze sobą?
Broda: Tak, przyjaźnimy się przecież ze dwadzieścia lat. Na większość spraw patrzymy bardzo podobnie, podobnie je odbieramy. Artur ma wielki dar poetyckiego ujmowania tego, o czym rozmawiamy. Niektóre piosenki powstały w całości w oparciu o jego konkretne teksty, inne tworzyłem, składałem w całość pasującą do muzyki, wybierając fragmenty z kilku tekstów Artura. Krótko mówiąc identyfikuję się z nimi.
Co was teraz inspiruje? Czy na muzykę mają wpływ chociażby kontakty z waszymi bristolskimi kumplami?
Wojtek: Moją największą inspiracją jest reggae, przede wszystkim z lat 70. i 80., od early reggay po digital. To niewyczerpane źródło kolejnych odkryć i fascynacji. Bardzo inspirujące są także wspólne występy z bristolskimi znajomymi, Princem Jamo z Birmingham czy King Loverem. Pierwsze wspólne nagrania mamy już za sobą, następne są tylko kwestią czasu. Jesteśmy otwarci na współpracę z różnymi artystami, słychać to już było doskonale na płycie „Family Front”. Myślę, że na kolejne efekty takiej współpracy nie damy czekać zbyt długo.
Broda: Wiesz, my do tej płyty mieliśmy kilka podejść tak naprawdę. Bo właśnie mnogość inspiracji trochę utrudniała nam obranie jakiegoś zdecydowanego kierunku. Wiadomo, że nieraz może zainspirować news w TV czy necie i czasem ma się ochotę wyjść na ulicę i krzyczeć. My gramy muzykę, śpiewamy piosenki. A że słuchamy naprawdę przeróżnej muzy, ma ona na nas na pewno jakiś wpływ. Chciałoby się nieraz tak czy tak zagrać, ukręcić sound podobnie, poeksperymentować. Ja podobnie jak Wojtek lubię stare reggae, ale też nie stronię od innej muzy.
A co z takimi nowinkami jak dubstep czy współczesny dancehall. Słuchacie? Śledzicie?
Wojtek: Nie jestem dubstepowym maniakiem, ale sprawdzam to, co pojawia się na forum RwP. Zdecydowanie preferuję kawałki osadzone w reggae i klasycznym dubie. Te bardziej – że pozwolę sobie na takie określenie – „industrialno-szatańskie” to nie moja bajka. Mój ulubiony dancehall to ten z lat 80. Nowości poznaję śledząc odpowiedni wątek na wspomnianym już forum, ale nieczęsto znajduję tam coś, co naprawdę mnie zainteresuje.
Broda: Współczesny dancehall trochę mnie męczy i mi się przejadł. Często są to bardzo fajne produkcje, ale bardzo już odległe od reggae. Ja podobnie jak Wojtek wolę tradycyjne granie reggae, wręcz roots. Dubstep już bardziej mnie interesuje i wkręca, ale też nie jest to muza, której słuchałbym na co dzień, na okrągło. Musi mieć swoje miejsce i czas no i oczywiście być słuchany na zajebistym sound systemie.
Jako zespół istniejecie już przeszło 20 lat. Czy łapiecie się na tym, że wspominacie z rozrzewnieniem, jak to fajnie było dawniej, a teraz tylko ten dancehall i Kamil Bednarek?
Wojtek: Nie kręci mnie kombatanctwo ani rozpamiętywanie, jak to fajnie było „za naszych czasów”. Scena reggae w Polsce nieustannie rozwija się i zmienia, jest coraz bardziej bogata i różnorodna. Kolejne pokolenia słuchaczy odnajdują w niej coś dla siebie. To naturalne i moim zdaniem może tylko cieszyć. Naiwnością byłoby oczekiwanie, że wciąż będzie tak jak 20 lat temu. Nie czuję się dinozaurem polskiego reggae i na pewno nie chcę nim zostać. Zresztą wiadomo jak skończyły dinozaury. Z rozrzewnieniem i rozbawieniem wspominamy natomiast wiele sytuacji, głównie towarzysko-imprezowych, które się na przestrzeni tych 20 lat zdarzyły.
Broda: To co się aktualnie dzieje na scenie jest naprawdę bardzo fajne. Na wielu płaszczyznach jest lepiej. Dostęp do muzyki jest łatwy, można nasze rodzime reggae jak i światowe usłyszeć w mediach dość często, no może w TV jest niespecjalnie. Jest full imprez, koncertów. Jest mnóstwo zespołów, grywają naprawdę na wysokim poziomie. Mamy fantastyczne festiwale, co roku nas odwiedza kilku światowej sławy artystów, kiedyś tak nie było. Czego chcieć więcej? Tak jak wcześniej popularność dancehallu wśród fanów hip hopu zwróciła uwagę na reggae czy teraz bum na SGM i Kamila Bednarka to fantastyczna sytuacja, to rzucone ziarno, które przyniesie owoce. Tak jak Wojtek powiedział, nie jesteśmy chyba jakoś specjalnie sentymentalni.
Jest szansa usłyszeć jeszcze kiedyś Rege Inna Polish Stylee, a może macie pomysł na całkiem nowe projekty poboczne jak chociażby trasa Hot Bubble Gum sprzed kilku lat?
Broda: Myślę, że jest szansa na coś podobnego. Na pewno chętnie byśmy pograli coś poza materiałem z dotychczasowych płyt, może jako akompaniatorzy innym wokalistom. Fajnie byłoby pograć trochę klasyki.
Wojtek: Nie mogę wykluczyć, że R.I.P.S. zagra jeszcze, choć w tym momencie nie myślimy o reaktywacji tego projektu. Ale zawsze trzeba być przygotowanym na najlepsze. Hot Bubble Gum było pierwszą próbą sprawdzenia się w formule riddim bandu, tu akurat w digitalowo-klawiszowej konwencji. Na pewno wrócę jeszcze do takiego grania. Przymiarki trwają już od pewnego czasu.
Przeglądałem ostatnio stare foty Habakuka między innymi z Wojtkiem Kowalskim, Irenką… Nie myśleliście o zagraniu jubileuszowego koncertu w Częstochowie z ludźmi, którzy przewinęli się przez zespół w ciągu tych wielu lat? Na chwilę reaktywował się ostatnio chociażby stary T. Love Alternative…
Broda: Tak, myśleliśmy, ale ostatnio chyba za dużo rzeczy robiliśmy naraz. Pewnie trzeba by doczekać jakiegoś kolejnego okrągłego jubileuszu. Wbrew pozorom to nie jest proste, wiele osób, które grały w latach wcześniejszych realizuje się w zupełnie innych płaszczyznach. Mam nadzieję, że będzie mi dane z nimi na ten temat porozmawiać.
Macie archiwum różnego rodzaju odrzutów z sesji i utworów, które nigdy się nie ukazały? Jest szansa, że kiedyś zostaną wydane?
Broda: Jest trochę starszych pomysłów, do których myślę wrócimy. Zapewne jakoś byśmy je może przearanżowali czy czy remiksowali. My w sumie juz od jakiegoś czasu równorzędnie robimy kilka rzeczy. I tak mamy nagrania z innymi artystami jak choćby King Lover czy Prince Jamo, z którymi koncertowaliśmy. Pewnie nie będą cały czas leżeć w szufladzie. Jesteśmy otwarci na współpracę z innymi, chętnie oddamy tracki na remiks…
A co słychać w domu? Rosną już dolary na drzewach w ogrodzie?
Niestety nie (śmiech)… Chyba bardziej długi… Rosną za to nam nasze kochane psiaki, które przynoszą sporo radości i nie pozwalają się nudzić.
Sekret Babilonu – rozmowa z Arturem Szumlasem
Czym jest „Sekret Babilonu”, który przekazałeś Brodiemu? To nowe rzeczy czy teksty, które powstawały na przestrzeni lat?
Teksty z tomiku „Sekret Babilonu” powstały w okresie kwiecień – wrzesień 2009. Trwało to około pół roku. Powstało tak z grubsza licząc ponad sto tekstów. Do niektórych powstawały tzw. wersje dubowe, czyli inne wersje już napisanych wcześniej utworów – stąd ta liczba. Od kilku linijek po dwie strony tekstu. To a’ propos długości i ilości przedmiotowych tekstów. Jest to opowieść o tym, że prawdziwym sekretem Babilonu jest ego. To ono jest twórcą systemu, a jednocześnie bez niego nie dałoby się tutaj żyć. Stąd z premedytacją używane słowa: Babilon, system, Jamajka, reggae, Bob Marley czy rasta… Nieśpieszna narracja teraźniejszości, jako komentarz rzeczywistości zastanej. Codzienność zaklęta w obowiązki i zwyczaje. Opowieść o tym, że są jakieś granice, choćby mentalne. O tym, że istnieją na tym świecie zasady. Dzięki temu możemy wypracować między sobą pewien model współpracy i bardziej intensywnie się z sobą komunikować.
Naczelną zasadą homo sapiens jest nazywanie rzeczy po imieniu no i ten zniewalający uśmiech, który nas wyróżnia. Źródło mądrości i przewagi nad naturą. Aby móc się dzielić trzeba to robić z kulturą. No i dlatego, ta twórcza praca i wysiłek. Sztuka ulotna trwa… Duchowa strawa plus dobra zabawa to się nie zmienia od lat. Trochę merytoryki zaklętej w kilka wersów liryki. Odniesienia do geograficznych pojęć krążące w społeczeństwie mogą dużo powiedzieć o pragnieniach i pojmowaniu świata. Ukazuje się wtedy tęskne pragnienie emigracji… Myślenie nie boli i wiadomo, że ma przyszłość. Powszechnym wiadome jest też, że od armat lepsze są szkoły. Nic się nie zmienia, ciągle jest więcej armat niż szkół. I na armaty zawsze znajdą się pieniądze. Tutaj mamy przykład systemu, który broni się od lat. Samodzielnie się buduje z owocnym skutkiem dla swojego ego… Otaczająca rzeczywistość przefiltrowana przez osobiste i oczywiście subiektywne postrzeganie. Nie oszukujmy się. Najważniejsze jest indywidualne przeżycie. Jeżeli więcej osób się z tym identyfikuje i podobnie czuje to właśnie mamy ten „roots quality time” czyli pozytywną wibrację. Mottem tego zbioru mógłby być tekst: „Więcej otwarcia, a mniej strachu, Tako rzecze wędrujący Habakuk…” Przedmiotowe teksty były pisane z myślą o Habakuk i dla zespołu. Habakuk jest tubą, to oczywiste. Jedną z tych trąb, które zburzyły Jerycho. Współpraca „charczy” i się rozwija – do przodu. Mimo tego, że Adam Małysz kończy karierę, nam wieje pod narty.
Pamiętam jak kiedyś namiętnie opowiadałeś o Leo Grahamie. Czego słuchasz teraz? Jakieś nowe fascynacje muzyczne?
Reggae jest moją miłością i ciężko mi wskazać jakieś inne fascynacje muzyczne. Reggae jest tak pojemnym gatunkiem, tak wiele posiada odmian. Mało tego, świetnie się asymiluje z innymi gatunkami. Raczej jestem skupiony tylko na reggae i jego obrzeżach. Cieszy mnie prężna i coraz bardziej zauważalna przez wszystkich scena reggae w Polsce. Wcześniej różnie z tym bywało. Najwięcej słucham nagrań z lat 60.–70. Ten puls mnie kręci. Tego jest tak wiele. Tak dużo wydawnictw do nas dociera. Tutaj ukłony dla bożka, którym jest internet i specjalny szacunek i respekt dla całej blogosfery. Płyta roku w Polsce w ubiegłym roku to jak dla mnie Bas Tajpan „Korzenie i Kultura”, z zagranicznych „Distant Relatives” Nasa i Gonga Marleya. Jak widać jestem mało oryginalny, ale cieszę się, że mam gust nastolatka. To tak dla przykładu podaję… Moje fascynacje muzyczne są stałe od lat. Jest to przede wszystkim roots reggae. A Leo Graham. No cóż, świetny, zapomniany wokalista współpracujący we wczesnych latach 60. i później z moim ulubionym Lee Perrym. Razem odnosili sukcesy na rynku lokalnym na Jamajce. Obecnie słucham, tak jakieś ponad pół roku, różnych wersji nowych numerów zespołu Habakuk, które znalazły się ostatecznie na wydawnictwie „Sztuka ulotna”.
Grafiki na nową płytę powstawały niezależnie czy w połączeniu z tekstami i muzyką Habakuka?
Sztuka ulotna. Sztuka, która lubi dymić. Sztuka uliczna jak najbardziej. Proste słowa dla prostych ludzi. Ulatują nam tylko chwile obecne. Są tutaj. Ważne, co było. Ważne, co będzie. Najważniejsze dzieje się teraz. Od lat uprawiam sztukę ulotną. Składowe tej mojej domeny to: muzyka, słowo, liczba i kolor.
Muzyka to reggae
Słowo to teksty
Liczba to historia
Kolor to malarstwo.
Te grafiki powstawały równocześnie z tekstami. Co widać po zrealizowanym przeze mnie zbiorze „Sekret Babilonu”. Tam widać jak to powstawało. Obecne grafiki i obrazy to pokłosie moich zainteresowań mediewistyką. To w średniowieczu powstawały zręby naszej cywilizacji i podstawy obecnego systemu. Te tzw. małpoludy były potrzebne, żeby zwrócić uwagę. Pomagać w zrozumieniu świata i jego natury oraz pomóc w nauce. Popularnymi motywami wykorzystywanymi w tym celu były przedstawienia fantastycznych stworów określanych w średniowieczu jako „małpoludy” (łac. babuini). Zakres pojęciowy tego terminu był szerszy i obejmował wszelkie fantastyczne postacie, jak chimery, roślinno-ludzkie i zwierzęco-ludzkie hybrydy itd… Muzyka, słowo, liczba, kolor, czyli po prostu świat kultury pozwala na bezpośredni kontakt „ tu i teraz”. To magiczne „tu i teraz” pozwala na zbudowanie więzi i komunikację. Muzyka, słowo, liczba, kolor to wszystko elementy życia, które zresztą też jest sztuką. Te składowe formy przekazu jakże są ulotne. Doceniamy to po latach…
Materiał ukazał się w magazynie Free Colours nr 16.