Hornsman Coyote
„Self Defend You”
(Karrot Kommando, 2010)
Jak bardzo może zmienić się artysta w ciągu niecałych dwóch lat? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy na drugiej płycie belgradzkiego puzonisty, który przez ten czas niezwykle rozwinął skrzydła. Po debiutanckim i utrzymanym w dubowo-reggae’owym sosie albumie przedstawia on zestaw 14 zróżnicowanych kompozycji.
Gdybyśmy włączyli przypadkowo płytę na „Right On Time” czy następującej po niej „Rumors”, to osoba znająca poprzedniego dokonania Hornsmana Coyote’a mogłaby powiedzieć, że „to już było”. Ale na krążku jest też lekki dancehall w „Hold Me Tight” i ciężki w „Can I Start?”, raggamuffin w „Nofree Time”, a w wielu kompozycjach gra gitara akustyczna lub powtarza się rozpoznawalny gitarowy riff.
Bogactwa mamy tu sporo, a połączone to wszystko jest w smacznie brzmiącą i energetyczną całość. Nie robi natomiast na mnie takiego wrażenia, jak na debiucie, głos Serba. Wydaje się bardziej chropowaty, niż dwa lata temu, choć może to celowy zabieg, który ma go bardziej komponować z dźwiękami. Choć wydawnictwa nie można uznać też za koncept album, to jednak podkreślić należy, że ma on istotne przesłanie.
Tytuł krążka tłumaczyć można bowiem jako „pomagajmy sobie wzajemnie”. Muzyk w ostatnich latach sporo podróżuje i doszedł do wniosku, że dzisiejszy świat jest upośledzony jest duchowo i mentalnie, więc niezbędne do odrodzenia społeczeństwa są jedność, tolerancja, czy współczucie.
Jarek Hejenkowski
Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 14