King Midas Sound „Waiting For You”

0
965
King Midas Sound
„Waiting For You”
(Hyperdub, 2009)

Król Midas czego się nie tknął zamieniał w złoto. Podobnie rzecz się ma z Kevinem Martinem. Jego album „London Zoo” sprzed dwóch lat firmowany nazwą The Bug przyniósł diabelną mieszankę dubstepu i dancehallu.

W King Midas Sound Martin zwolnił tempo, sięgnął bardziej do korzeni trip hopu niż próbował gonić coraz to bardziej wobblujący bas. Agresywne zagrania zastąpił kojący wokal, a nocne błądzenie po londyńskiej metropolii urosło do rangi sztuki. Niemała w tym zasługa Rogera Robinsona (znany już z „London Zoo”), urodzonego na Trynidadzie poety i pieśniarza, który cudownie koi snując swoje opowieści (nawiązuje również do lovers rock), ale w żadnym wypadku nie daje zasnąć.

Nie można zmrużyć oczu choćby ze strachu, bo artysta już na początku płyty deklaruje: „We kill soundboys with our Shaolin styles”. W jego śpiewaniu zawsze jest drugie dno, jakaś nadzieja, studnia do której chcąc nie chcąc się zbliżamy i mamy ochotę skoczyć. Towarzyszy mu Kiki Hitomi, niepozorna Japonka, która chętnie do ostatecznego kroku nas doprowadzi (świetna w piosence „Goodbye girl”). Między tą trójką wywiązała się niesamowita chemia, a może raczej alchemia. Połączyła trzy odmienne ludzkie historie w niesamowity eksperyment.

Nie ma sensu pisać o poszczególnych utworach, bo stanowią one jedną całość, w której tętni jakieś dziwne życie. Kevin Martin bez wątpienia stworzył perfekcyjny album i osobliwy krajobraz dźwięków, do którego opisu najzwyczajniej w świecie nie starcza słów. Od dawna czekaliśmy na taką muzykę. Chociaż tytuł płyty i okładka sugerują, że może ta muzyka czekała na nas.

Łykasz Rybak

Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 14

DODAJ KOMENTARZ