Wydawnictwo zespołu 2021
A może by tak na Koniec Świata pójść… Będzie ku temu okazja, bo zespół zapowiedział pokaźną trasę koncertową promującą najnowszą płytę. Jest czego posłuchać, gdyż zabieg z oddaniem materiału producentowi, który mniej emocjonalnie analizuje każdą z piosenek, był bardzo udanym rozwiązaniem. Ujawnił również twórczy potencjał zespołu ukryty pod osnową pandemicznej izolacji. Energia, wydobywana podczas koncertów, tym razem przeniosła się na studyjne wyczyny chłopaków i zaowocowała świetnym albumem. Myślę, że to spore zaskoczenie, jak dziś brzmi Koniec Świata. Oczywiście jest wciąż obecny ten punkowy sznyt, ale tym razem instrumenty klawiszowe budują nastrój kolejnych piosenek. Jakbym błądził pomiędzy Warsaw/Joy Division a wczesnym The Cure, rockowym new romantic a nutką cold wave, jednak bez krzty archaizmów. Słyszę raczej powiew kolejnych poszukiwań urozmaicenia stylu, a doświadczenie gromadzone latami zaprocentowało świadomym produktem na wysokim poziomie! Co bardzo charakterystyczne dla Końca Świata, to dobrze skrojona warstwa tekstowa. Jeśli rzeczywiście jest tak, jak mówił w wywiadzie z Zimą – Jacek Stęszewski, że słowa z łatwością przychodzą i układają się w piosenki, można tylko pozazdrościć tej umiejętności budowania lirycznych opowieści w formule zabawy skrótem myślowym i dźwiękiem. Ujmująca jest również strona wokalna, bez niepotrzebnych technologicznych fajerwerków, budująca spokojną, aczkolwiek dynamiczną, narrację. Czytelny przekaz powoduje, że z przyjemnością słucha się kolejnego utworu szukając dalszej części opowieści o uczuciach, relacjach międzyludzkich i otaczającym świecie. Jedyne, co budzi moją wściekłość w przypadku tej płyty, to jej czas. Ledwo zacząłem od „Glasgow”, a już wypijam „Herbatę z kokainą”. Doskonale rozumiem tę regułę – lepiej pozostawić niedosyt, niż przesadzić. I taka jest właśnie moja ostatnia myśl dotycząca produkcji Końca Świata, urwana i bez bonusów.
I&Igor
Płyta: https://zima.sklep.pl