Zespół z Zagłębia wydał właśnie nową płytę. Ma ona dziwny tytuł, we wkładce są zdjęcia dziwie ubranego, „kraciastego” faceta, ale produkcja jest znakomita. O albumie i nieustającej walce z listami oraz psami opowiada właśnie ów facet w kratę wokalista i trębacz Konopians, Marcin „Cozer” Markiewicz.
Jarek Hejenkowski
Zastanawiałem się zawsze, skąd w Sosnowcu i okolicach taka popularność ska. To się wzięło od ludzi, którzy ileś tam lat temu je u was propagowali?
Na początku lat 90. dotarła tutaj ta muzyka i moda rude boys & girls i okazało się, że ma się tu dobrze już prawie 20 lat! Zaczęło się od potańcówek na tzw. ska party gdzie prezentowano nową muzykę i nowy styl tańca. Następnie powstały zespoły: Skankan, HorrorShow, KoNoPiAnS, The Mobsters, później był Alskapone, BlackGang, The Gamblers, The Stylers, a teraz Ziggie Piggie, z którymi intensywnie współpracuje dziś Robert Brylewski, bo jak stwierdził – Zagłębił się. Do tego dochodzą składy reggae czyli Growing, Natural Mystic i sound systemy ze stajni Yardee Crew. Ja sam, zanim zacząłem przygodę z graniem muzyki, jeździłem na koncerty Skankana, za którymi zresztą spora ekipa wyjazdowa jeździła. Rudi – nasz basista – związany jest od wielu lat z HorrorShow, z którymi jako trębacz też zagrałem kilka koncertów. PapaJah jest współzałożycielem Natural Mystic, Młajli grał w Black Gang, tak więc do tej pory muzycy przeplatają się w poszczególnych składach – scena żyje! Należy też dodać, że jest tu świetna publiczność na odbiór jamajskiej muzyki. I warto wspomnieć o kultowych, nie istniejących już klubach w regionie, takich jak „Ikar”, „Szpak”, „Skafejka” w Sosnowcu, „Extrema”, „Lotnik” w Będzinie, kino „Uciecha” w Czeladzi czy późniejszy klub „uDesmonta” też w Sosnowcu. Myślę, że ktoś powinien to solidnie udokumentować, bo to naprawdę zjawiskowe, że ta muzyka tak dobrze się tu przyjęła.
Chyba w Sosnowcu i twojej Czeladzi mieszkali ludzie wydający pierwsze pismo ska „Ska Fever”. Oni jeszcze gdzieś działają?
Zgadza się. Pismo „Ska Fever” ukazało się w 1992 r. i miało trzy wydania. Autorami byli Igor Wower i Jarek „Lolek” Gabryś. Nie ukrywam, że to była iskra zapalna do kolejnych wydarzeń muzycznych na Zagłębiu. Jako autorzy pisma, dostawali dużo płyt do recenzji ze świata, więc kolekcja muzyki, jaką posiadali, była ogromna jak na tamte czasy. Nie było wtedy internetu, a na rynku polskim o muzyce ska raczej mało kto słyszał. Na szczęście autorzy zine’a dzielili się chętnie tą muzyką, więc się kasetki przegrywało na użytek własny. Ekipa się rozrastała, a do tego muzyka ska to także muzyka ruchu skinheads, których w Sosnowcu i na Zagłębiu nie brakowało.
Podejrzewam, że orientujesz się lepiej ode mnie, więc zapytam: Są jeszcze w Polsce ska-skinheadzi i sharpowcy? Bo w latach 90. zwłaszcza ten ostatni ruch był bardzo popularny.
Ja osobiście innych skins nie znam! Wtedy SHARP’owcy i ska muzyka to był początek uświadamiania społeczeństwa polskiego, że prawdziwi skins to nie faszyzm i nacjonalizm, tylko miłośnicy jamajskich brzmień. I że najpierw była muzyka ska, a później zrodziło się reggae. Posłuchajcie polskiej grupy Alibabki i Tajfuny, singla z 1965 r. Wielokrotnie na koncerty zapraszała nas do Żor ekipa Gitness’69 – prawdziwi ska-skinheadzi!
Teraz już o płycie. Co oznacza jej nazwa? Bo mi „eSTiOuPi” skojarzyło się brzmieniowo ze sformułowaniem „hey, stupid”.
„eSTiOuPi” to taki wypowiedziany, wyśpiewany i zagrany „stop” przeciwko tym historiom, o których jest liryka na płycie.
Na koncertach i okładce płyty masz charakterystyczne buty. One takie kupne były, czy w kratkę sam je malowałeś?
Kupiłem je w Amsterdamie i przyznam, że jak na kieszeń listonosza były kosztowne. Zamysł był taki: albo będą na scenę, albo będą do ślubu, albo będą do trumny… czas pokaże, pomyślałem… no i wyszło, że wylądowały na okładce naszej najnowszej płyty i odegrały jedną z głównych ról w naszym spontanicznym video promomiksie.
Konopians dotąd było odbierane przez fanów jako grupa grająca dużo ska. Na nowej płycie jest jednak więcej reggae. Świadomy wybór, czy tak wyszło, kiedy już zebraliście piosenki?
Nie zakładaliśmy tego, choć może trochę chcieliśmy wyhamować pod tempo singla „Quantalaya”. Poza tym zaczęliśmy współpracę ze świetnym klawiszowcem, aranżerem i producentem stylu early reggae xRobBlackiem. Gdy okazało się, że jest wystarczająco dużo materiału na płytę, zaczęliśmy rejestrować utwory. Natomiast tę opinię o ska wspomogły zapewne nasze koncerty, które są zazwyczaj dość energiczne, a do tego grywaliśmy na nich kilka skankerskich coverów… Czyli mówisz, że „eSTiOuPi” z przewagą reggae? No i dobrze! Widocznie taki czas…
W „Duszę się” jest charakterystyczny fragment: „Konopians gra jak na ucznia przystało, odrabia lekcje, by dalej to trwało”. Z kontekstu można odebrać, że składacie hołd polskim zespołom, ale o waszej muzyce mówi się, że nie brzmi polsko, a bardziej jamajsko.
Może nasza muzyka brzmi inaczej, ale doskonale znamy nasze rodzime podwórko i pierwszą falę reggae w Polsce. Termin old school reggae w naszym zwrocie odnosi się także do polskiej sceny. Ten fragment, o którym mowa, to jest bardzo czytelny hołd dla tamtego pokolenia. A zarazem zwrócenie młodym ludziom uwagi na historię reggae w Polsce, bo warto poznać klimat, przesłanie i styl jaki naturalnie stworzyła słowiańska dusza w trudnych latach komunizmu, a także zrozumieć słowa Boba Marleya, że reggae jest uniwersalne, wolne od koloru skóry, narodowości, sztucznych podziałów, że reggae to muzyka buntu. Ten utwór właśnie jest w takim stylu polskiego reggae. Jest to utwór Żaby. Śpiewał go już w 1997 r. albo wcześniej… i tak na pewnej próbie przypomnieliśmy go sobie. Zażarł, jak to się mówi, dodaliśmy dedykację i wylądował na płycie. Uważam go za jeden z bardziej udanych na „eSTiOuPi”.
Choć „Bam! Bam! Boom!” ma lekką melodię, to jednak można ten kawałek odebrać jako protest song przeciwko wojnom.
Jak najbardziej protest song, a lekka melodia i taniec na grobie to nasza bezradność wobec rządów państw i ich decyzji. Takie oszołomienie, taki „Dzień świra”. Po drugie, reakcja ludzi na śmieszny refren poprzedza tekst zwrotek, więc wprowadza to lekką dezorientację i daje do myślenia… wykrzyczenie tych faktów, freedom sound…
Czy była kiedykolwiek szansa, aby w tym kraju zapadł maj? Bo śpiewasz, że to utopia, ale chyba należy dążyć do doskonałości?
Tak, należy dążyć do doskonałości indywidualnie przede wszystkim, do rozwoju osobistego, ale cały kraj ogółem… to zbiór tych osobistości… a tutaj na razie jest różnie.
Choć w sumie nie wierzę, żeby kibice zaczęli w zgodzie żyć, a służba zdrowia wyglądała jak w serialu „Na dobre i na złe”.
No ja też nie wierzę, a chciałbym, dlatego gramy o tym.
W piosence „Uciekamy” ostatni fragment złożony jest z mnóstwa słów. Jesteś w stanie wyliczyć z głowy, czy musisz mieć notatki?
Ostre tempo tam leci, a na koncertach czasami nas poniesie jeszcze szybciej. Ale lubię ten utwór i nie mam problemu z wypowiedzią tych słów. Bo utwór, jak grasz, to cię nakręca. Niby pędzi, ale można odnaleźć w nim spokój and control.
Jesteś mistrzem tworzenia dziwnych słów i okrzyków. Moje ulubione z tej płyty to „meniquire, pediquire reggae”. One powstają spontanicznie, czy wstawiasz je na próbach w miejscach, gdzie nie da się zaśpiewać niczego konkretnego?
Powstają spontanicznie i jak się okazuje, to te słowa klucze tworzą później całą lirykę utworu. Jak grasz muzykę, to wyobraźnia dobrze pracuje i podrzuca takie niespodzianki, bardzo to lubię… Opieram się często na wokalizach i improwizacjach, wtedy wydobywam te słowa klucze na powierzchnię. W ostatnim czasie zauważyłem jednak, że nie wszyscy łapią te moje wokalizy na koncertach i odczuwałem coraz mocniej, że ludzie potrzebują czytelniejszego przekazu do posłuchania. Na „eSTiOuPi” spróbowałem więc rozwinąć tematy piórem. Dlatego jest tutaj, jak to wydawca napisał „epika, liryka, dramat czyli Cozer po polsku”.
Praca listonosza jest łatwa czy trudna? Bo poczta nie cieszy się w wielu miejscach dobrą opinią.
Uważam, że to jeden z najcięższych zawodów i jestem zasmucony, że nie ma wcześniejszej emerytury w tym fachu, ponieważ mało ludzi dociąga do niej. Większość ląduje na rencie albo zmienia pracę. Po pierwsze, to ciężka praca fizyczna, czyli dźwiganie na plecach, czy ramieniu ciężkiego jak się okazuje papieru i chodzenie z tym po ulicach, po piętrach około 3-7 godzin dziennie, czasami więcej. Wymiękają nogi i kręgosłupy ludziom. Do tego codziennie stykasz się z wieloma ludźmi o różnych poglądach i podejściu do życia, i raczej powinieneś być w dobrym humorze, a nie zawsze go masz. Następnie, zanim wyjdziesz w miasto, musisz sam sobie listy poukładać i popakować. Więc im wcześniej przyjdziesz do pracy, tym lepiej. Są tacy, co przychodzą już na piątą. Ja niestety jestem znany z braku punktualności i regularnie spóźniam się do pracy od kilku lat (śmiech). Codziennie rano toczę walkę, aby zwlec się z łóżka. Po pracy jadę na próbę i wracam około 22 do domu i tak od kilku dobrych lat. Jako listonosz pracuję już ponad 8 lat, czyli wszystkie nasze płyty nagrałem pracując w tym zawodzie. Zaletą tej pracy jest to, że mam wolne weekendy, zawsze na ranną zmianę i pewną, póki co, miesięczną wypłatę. No i 26 dni urlopu w roku! Z drugiej strony jest to praca inspirująca, z przygodami, czego owocem może być dobra książka lub dobra płyta (śmiech). W podsumowaniu powiem, że jak popracujesz jakiś czas w tym zawodzie, to dasz sobie radę w życiu.
Czy podczas pracy atakują ciebie psy? Bo gdzieś słyszałem, że listonosze są nawet specjalnie szkoleni, co robić w takich sytuacjach.
Z psami różnie bywa. Są takie co myrdają ogonem i nas lubią, i takie co chętnie by zrobiły najgorsze rzeczy z listonoszem. Osobiście nie lubię, jak ktoś otwiera mi drzwi i wita mnie psem, którego nie znam i mówi, że on nie gryzie. W sensie, zanim pokaże się właściciel, to wychodzi pies. Kilka razy już zwiewałem, raz w ucieczce spadłem ze schodów i prawie zemdlałem z bólu. Myślałem, że obojczyk złamałem. Po czym zleciał na dół duży pies, ale myrdał ogonem, był przytulny, zmylił mnie jego gruby wokal niczym Gorgu z Vavamuffin (śmiech). Poza tym cała tajemnica tkwi w tym, że listonosz chodząc po różnych mieszkaniach i miejscach ma na sobie mnóstwo zapachów, które potrafią wnerwić psa, czasami też brzdęk kluczy je wnerwia i trzask skrzynek. Raz mnie ugryzł taki kundel. Idę normalnie, wchodzę za róg, a ten jak mnie tylko zobaczył, od razu bieg w moją stronę i atak! Capnął mnie, poszedłem do szpitala na zastrzyk, ale jest OK. Mam gaz, jak coś, ale jeszcze nigdy nie użyłem.
Charakterystyczną postacią w zespole był Żaba. Teraz w składzie go nie ma. Co się stało?
Zmiany w składzie to największy ból, który wielokrotnie dotykał nasz zespół z wielu powodów. Przez te 15 lat wiele osób włożyło swoje serca i emocje, poświęcało swój czas, aby stworzyć wartość KoNoPiAnS. Tak się toczy ta historia. Obecnie nie gra z nami Żaba i trębacz Indian. Mamy za sobą kilka etapów działalności związanych z ludźmi, którzy współtworzyli zespół. Ta płyta to kolejna odsłona.
Polskie ska od dobrych kilku lat przeżywa kryzys. Mało jest płyt, koncertów, grup jak na lekarstwo. Jest szansa na poprawę?
Ta scena nigdy nie była aż tak bardzo prężna, ale kręci się. Cieszmy się z tego co mamy! Zaglądają do nas największe światowe gwiazdy czy konkretne zespoły z zagranicy takie jak Skatalites, Slackers, Toasters, Aggrolites, Ska Cubano, Yellow Umbrella, Mr.Symarip, New Jork Ska Jazz Ensemble, Toots and The Maytals, pojawiają się również na reggae festiwalach. Polska to młody kraj, świadomość wzrasta, więc wszystko przed nami. Młodzi muzycy mają kogo słuchać i od kogo się uczyć. Do tego jest internet. Ale to trzeba przyznać, że prawdziwe i dobre ska nie jest łatwo zagrać. Tu potrzebne są charyzma i jaja! W zeszłym roku wyszło kilka rodzimych produkcji. Swoje nowe albumy zaprezentowali Skankan, Vespa, CGB, Ziggie Piggie, Skauci, Skadictator & Upbeat Quartet, The Balangers, Pajujo a w tym roku na pewno 740 Milionów Oddechów, więc dzieje się cały czas. Poza tym cała ekipa skankerska w Polsce myślę, że trzyma się razem, więc wszystko w naszych rękach!
Wywiad ukazał się w magazynie Free Colours nr 16.