Moskwa
„Live HRPP”
(HRPP Records, 2011)
Nie kryję, że z dużą nieufnością podchodziłem do tego wydawnictwa, bowiem pamiętałem koncert łódzkiej grupy sprzed kilku lat podczas festiwalu Afryka w Toruniu (swoją drogą, co najmniej kontrowersyjny to był pomysł). Tym większe było zaskoczenie.
Siedem lat od tego dramatycznie słabego koncertu Moskwa zagrała w małym toruńskim pubie „Pamela” rewelacyjny, energetyczny koncert, po którym pewnie jeszcze długo podtatusiali miejscowi załoganci musieli zbierać szczęki z podłogi. Zaczyna się od potężnego uderzenia najstarszymi kawałkami – „Stań i walcz”, „Co dzień”, „Samobójstwa” i oczywiście „Nigdy!”.
Temperatura w knajpie jest wręcz namacalnie wyczuwalna, więc nawet specjalnie nie dziwię się, gdy po siódmym utworze słychać „pięć minut”, co oznacza zapewne, że Guma i koledzy trochę się zmęczyli.
– Nie wyobrażałem sobie powrotu Moskwy inaczej, niż płytą koncertową. Ten pomysł nie pojawia się pierwszy raz, ale z rożnych względów dopiero teraz udaje nam się go zrealizować – mówi Guma, który przyznaje, że początkowo grupa miała grać w pubie tylko jeden koncert. – Ale szybko zorientowaliśmy się, że jest to miejsce o niesamowitym klimacie i że wprost idealnie nadaje się do nagrania klubowego koncertu – wyjaśnia.
No i miał rację. 15 piosenek, blisko godzina soczystego punkowego łomotu, bez wirtuozerii, ale za to z energią i przytupem. Gdyby wszystkie dawne legendy grały po reaktywacji tak jak Moskwa, nie mówiono by o odgrzewanych kotletach.
Jarek Hejenkowski
Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 17.