Mija właśnie dziesięć lat od momentu powstania Overproof Sound System. Zanim jednak ta nazwa pojawiła się na muzycznej scenie Wielkiej Brytanii, również w Polsce zachwycaliśmy się produkcjami i remixami pochodzącymi z Elephant Studio w Birmingham, prowadzonego przez niesamowity duet producencki Groove Corporation: Stalliona (Roba) i Jah Grizzly’ego (Briana). Ich niesamowite, charakterystyczne dubowe brzmienie, szerokie inspiracje i własny styl stały się podwalinami do stworzenia Overproof. Pierwszy i jedyny jak do tej pory album Overproof Sound System „Nothing to Prove” (Different Drummer, 2004) zgodnie z tytułem nie musiał nikomu udowadniać klasy projektu. Utwór „Watch What You Put Inna…” stał się hitem parkietów sound systemowych na całym świecie. W międzyczasie Groove Corporation zdobyli sobie również markę legendarnych remixerów z produkcjami dla Boba Marleya, Bobby Womack, Sly & Robbie, Dillingera, Ennio Morricone, Maxi Priesta, Yabby You, Luciano, Thievery Corporation czy UB40. Overproof w składzie z wymienioną dwójką, dwoma rewolucyjnymi showmanami: Juggla oraz Messenger Douglasem oraz grającym na instrumentach perkusyjnych Mighty Magoo podbił również polskie sceny reggae. Legendą owiany jest już ich koncert w Ostródzie w 2007 roku, gdzie powrócili w glorii i chwale dwa lata później. W ostatnim czasie Groove Corporation zrobili się słynni również jako autorzy świetnych mash-upów. Na ich mashupowych kompilacjach „Bangers & Mashed” na jednej fali spotykają się Michael Jackson i King Tubby. Dziesięciolecie działalności Overproof stało się okazją do spotkania i rozmowy – nie tylko z wysokiej klasy artystami, ale również wspaniałymi ludźmi, których wielu z was miało zapewne okazję już osobiście spotkać. Na pytania odpowiadał Brian, znany jako Jah Grizzly.
Mirosław „Maken” Dzięciołowski
Jak rozpoczęła się historia pt. Overproof Sound System?
Wszystko miało swój początek dziesięć lat temu w Birmingham w klubowych imprezach pod marką Overproof. Wtedy imprezy z muzyka reggae w mieście podzielone były na różne stylistyki – były imprezy revivalowe, bashmenty itp. Atmosfera w części tych miejsc była trochę mroczna, chłodna i z tego powodu wielu ludzi nie chodziło na nie, nie chcąc pakować się w takie klimaty. Dlatego zdecydowaliśmy się na organizację imprez w centrum miasta, które przyciągnęłyby publiczność różnego rodzaju – podobnie jak było to z punkiem w latach 70-tych. Wypadało to całkiem nieźle, bywało że mieliśmy na imprezie nawet 1500 osób w wieku od 16 do 60 lat. Panowała świetna atmosfera, nigdy nie było żadnych problemów. Na jednej z imprez pojawił się niemiecki promotor, który zasugerował nam, żebyśmy wybrali się w trasę z tymi imprezami. Tak właśnie zaczął się Overproof Sound System. Na początku były to sety DJ-skie. Juggla był z nami od tych pierwszych dni, podobnie jak Ras Tweed (już nie występuje z Overproof – przyp. red.). Gdy dodaliśmy żywe instrumenty perkusyjne pojawił się Magoo. Z czasem na podkładach płytowych zaczęły pojawiać się stałe tematy wokalne i wtedy pomyśleliśmy, żeby zacząć nagrywać swoją własną muzykę. W chwili obecnej gramy wyłącznie nasze własne rzeczy, tak jak w przypadku zespołu. W związku z tym na scenie jesteśmy czymś pomiędzy żywą grupą a sound systemem. 10 lat gęstego grania, jeden album wydany, następny gotowy jeśli znajdziemy sposób jak przebić się przez rynek płytowy i go wydać. Wszystko ok.
Czy w czasach kiedy powstawał Overproof, Ty z Robem już tworzyliście muzykę jako Groove Corporation?
Tak. Ale imprezy Overproof, o których wspomniałem, to było połączenie sił moich, Richarda i Adama z wytwórni Different Drummer. Richard udzielał się również w grupie Rockers Hifi.
Jako Groove Corporation zrobiliście mnóstwo remixów, często dla wielkich gwiazd. Jakie należą do waszych ulubionych?
Bardzo ciężka decyzja… Pewnie Bob Marley i nasza wersja „Put It On”.
Jaki jest wasz klucz w podejmowaniu decyzji co remiksujecie?
Otrzymujemy różne propozycje ale najpierw musimy usłyszeć dany utwór i od razu mieć na to pomysł, inspirację. Jeżeli trzeba nad tym myśleć zbyt długo, potem taka praca staje się mechaniczna. Z naszego doświadczenia nigdy nie daje to dobrych rezultatów. Musi być to organiczne.
Największy przebój Overproof – „Watch What You Put Inna” – czy to piosenka o tym, żeby być ostrożnym co tak naprawdę wkłada się do fajki?
W przeszłości w Anglii ludzie zaczęli palić crack, heroinę, różne wynalazki. O tym opowiada ten numer – żeby pozostać przy naturalnych środkach, dać sobie spokój z chemią i różnymi dziwnymi miksturami.
Wielokrotnie graliście w Polsce. Który koncert wspominacie najlepiej?
Szczerze mówiąc wczorajszy koncert (Kluczbork, Stolica Reggae Festiwal – przyp. red.) sprawił nam bardzo dużo przyjemności, choć przecież nie był największym z tych, które tu graliśmy. Wszyscy bardzo dobrze się bawiliśmy. Również nasza ostatnia wizyta w Ostródzie w 2009 roku była wspaniała. Szczerze mówiąc, każda dotychczasowa wizyta w Polsce to zawsze był miły czas. Było sporo niedobrej kawy, ale oprócz tego zawsze było super.
Jak w przypadku Overproof wygląda proces tworzenia muzyki? Czy wszystko zaczyna się od ciebie i Roba komponujących utwory?
Tak, generalnie wszystko zaczyna się od riddimu lub pomysłu na niego. Potem słuchają go wokaliści i od razu oceniają czy mają do tego coś do zaśpiewania. Prawie wszystko co robimy powstaje w ten sposób. Czasem coś pasuje do Overproof – Juggli i Douglasa, ale zdarza się że pasuje bardziej do kogoś innego. Przepływ pomysłów musi być naturalny, niczym nie wymuszony. Jako muzycy jesteśmy jak przekaźniki i celem jest być tak otwartym, jak to tylko możliwe. Otrzymujemy pomysły i przekazujemy je dalej, a one tylko zmieniają się pod naszym wpływem. Nigdy nie ma jakiegoś „masterplanu” czy jakiejkolwiek presji.
Stworzyliście album „G. Corp meets the Mighty Tree” – chyba pierwsza Wasza autorska produkcja z żywym składem?
Dokładnie, jesteśmy z niego bardzo zadowoleni.
Na czym właściwie polega różnica pomiędzy Groove Corporation a Overproof Sound System, dlaczego te dwa projekty istnieją równolegle?
Overproof rozwinął się na swój własny sposób, rządzi się swoją własną wewnętrzną chemią. W dużej mierze związane jest to oczywiście z Juggla, Messengerem Douglasem i Magoo.
Ale oni są przecież też gośćmi na wydawnictwach G. Corp?
Tak, ale to wynika z sytuacji gdy robimy coś w studio, ktoś nagle wpada, słucha i mówi: „To jest coś na czym mógłbym zaśpiewać!”. Nigdy nie jest to planowane. Myślę jednak, że z powodu wymienionych osób Overproof ma swoje własne brzmienie. Wnoszą je pozostali członkowie zespołu i to nie tylko na platformie wokalnej. Messenger Douglas tworzy sam różne rytmy, które zdarzało nam się również wykorzystywać. Natomiast G.Corp to ja i Rob oraz ewentualni goście – zupełnie inna chemia.
Pamiętam opowiadałeś mi kiedyś, że byliście z Robem w Polsce dawno temu, jeszcze przed Overproof….
Tak, było to w Sopocie w 1991 roku. Występowaliśmy tam z projektem Electribe 101, w którym wtedy uczestniczyliśmy. Słynny festiwal, transmisja na żywo na cały wschodni blok. Pamiętam to bardzo dobrze, ponieważ z powodu telewizji korzystaliśmy z playbacku puszczanego z magnetofonu DAT. DAT zepsuł się na krótko przed tą żywą transmisją dla milionów ludzi. Trzeba było znaleźć drugiego, a w tamtych czasach było to praktycznie niemożliwe. Ktoś dowiedział się, że DATa w Trójmieście ma jeszcze jakiś Rosjanin, który akurat oglądał spektakl w teatrze muzycznym. Zatrzymali spektakl, zapalili światła, znaleźli tego człowieka i zapytali czy może na festiwal pożyczyć swojego DATa.
Co to był za projekt Electribe 101?
Rob i ja byliśmy zaangażowani w ten zespół przed G. Corp. Dla nas był to taki elektroniczno-dubujący materiał. W Anglii jednak uważano to za forpocztę sceny house. Odniósł spory sukces, trafił na listy przebojów, więc mogliśmy zbudować sobie studio w Birmingham. Szczerze mówiąc, Electribe 101 dał nam niezależność.
Birmingham ma silną tradycję reggae. Czy tamtejsza scena ma/miała jakąś lokalną specyfikę, która odróżnia ją np. od Londynu?
Historia jest podobna i rozpoczęła się prawdopodobnie około 1958 roku z największą falą napływową emigrantów z Karaibów do Wielkiej Brytanii. Zaskutkowało to powstaniem silnych jamajskich ośrodków głównie w Londynie i Birmingham. W naszym przypadku można mówić nawet o dwóch oddzielnych lokalnych scenach: tak jak Birmingham od początku było bardzo korzenne, to pobliskie Wolverhampton słynęło z lovers rock. Z Birmingham pochodzili artyści typu Steel Pulse czy UB40. Ja pracowałem wtedy z zespołem który nazywał się African Star, graliśmy dużo razem. Znamy się dobrze, jesteśmy w stałym kontakcie. Miksowałem jeden z albumów UB40, produkowaliśmy album ich sekcji rytmicznej.
W chwili obecnej wygląda na to, że wielu brytyjskich artystów reggae jest bardziej popularnych poza granicami niż w swojej ojczyźnie. Czy to również Wasz przypadek? Z czego to wg. ciebie wynika?
Szczerze mówiąc chyba podobnie jest z nami. Prawdopodobnie jesteśmy bardziej rozpoznawalni w Europie, Ameryce, Australii, Nowej Zelandii – wszystkich innych punktach świata. W Anglii jesteśmy częścią swoistego undergroundu. Wielka Brytania zawsze była trampoliną dla nowej muzyki ale jest to tutaj bardzo powiązane z modą. Scena muzyczna zmienia się tutaj co kilka miesięcy i w konsekwencji szybko odrzuca się rzeczy, które były wcześniej. Europa jest bardziej autentyczna w zainteresowaniu muzyką, mniej zorientowana wyłącznie na aktualne trendy. Dla rozwoju pomysłowości sytuacja w Wielkiej Brytanii jest korzystna, na dłuższą metę jednak lepiej jest w Europie i reszcie świata, która bardziej interesuje się muzyką samą w sobie a mniej modą. Muzyka reggae jest zawsze muzyką reggae, jazz jest zawsze jazzem i zawsze są popularne. Tymczasem w Anglii w tym tygodniu jest grime, w następnym dubstep itp. Ale muszę też przyznać, że dubstep wprowadza kolejne generacje w reggae.
Więc cieszysz się z rozwoju dubstepu?
Tak. W dużej mierze czujemy, że zawsze robiliśmy podobne rzeczy. Dla nas to elektroniczny dub, niezależnie czy nazywa się teraz dubstep czy nie. Więc dla nas jest to coś naturalnego.
Anglia to również charakterystyczny styl UK dub – z jednej strony unikalny, z drugiej wydaje się dość zunifikowany. Co Ty o tym sądzisz?
Wydaje mi się, że ta muzyka wydała trochę pięknych produkcji i trochę klisz. Ale tak jest właściwie z każdym stylem muzyki. Myślę na przykład, że Steve z Vibronics stworzył dużo fantastycznie brzmiącego digi dubu.
Zaczęliście szykować grunt pod wydanie nowego albumu przy pomocy singli. Jak wygląda w chwili obecnej sytuacja z tą płytą? Czy „Kingstep”, „The Model” czy „Jump Up” wydane już na winylach znajdą się na płycie?
W sytuacji w jakiej obecnie jest muzyczny biznes mieliśmy chyba cztery oferty wydania albumu które nie wypaliły – upadli dystrybutorzy itp. Więc walczymy, żeby to się w końcu ukazało. Nie jestem w stanie powiedzieć czy będą one na płycie bo ciągle powstają nowe rzeczy. Jak będziemy bliżej daty wydania, wtedy będę wiedział. (już wiadomo, że wydawcą albumu będzie niemiecka wytwórnia Echo Beach – przyp. red.).
Czy uważasz że muzyka może zmieniać ludzi na lepszych? Czy przywiązujesz dużą uwagę, do przekazu jaki niesie Wasza twórczość?
W Overproof to głównie kwestia autorów tekstów – Messenger Douglasa i Juggli. Każdy kto zna naszą twórczość potwierdzi, że nasz przekaz zawsze był pozytywny, nigdy negatywny. To dla nas lekarstwo, pozytywna siła. Mamy nadzieję, że podobnie oddziaływuje to na publiczność.
Co mogę Wam życzyć na koniec z okazji 10-lecia istnienia Overproof Sound System?
Następnych dziesięciu lat – to nam w zupełności wystarczy!
Wywiad ukazał się w magazynie Free Colours nr 15.