Paraliż Band „Take Reggae Grammy“

0
1048
Paraliż Band „Take Reggae Grammy“ (Paprotka Records, 2005)

Podczas gdy pół świata fascynuje się nowymi riddimami, zachłystuje tym, co zaśpiewał Beenie Man, czy Antohony B, w Toruniu, zajadając się piernikami i spogladając nostalgicznie na Wisłę, tworzy sobie najlepszy obecnie w Polsce zespół roots reggae.

Gra swoje wolne, ładne melodie, rzadko koncertuje poza rodzinnym miastem, ale wywołuje podziw tych, którzy ich słyszeli po raz pierwszy. Bo na koncertach kilkunastoosobowa niemal orkiestra brzmi znakomicie – selektywnie i czysto.

Z kolei płyta, jeśli mam doszukiwać się wad, jest za wolna. Są tu znakomite wręcz czasem kompozycje (My girl, Będę szedł, Z tobą być), ale wyczuwam wpływ leniwego nurtu Wisły. Można było zaaranżować to czasem na bardziej dynamiczne choćby fragmenty. A tymczasem tylko „Nie goń” i „Ale numer” przyspieszają – zresztą ten ostatni to bardziej przerywnik niż punkt płyty. Pamętam, że rok temu rozmawiałem z Jarexem z Bakshish w Ostródzie i on powiedział, że ten zespół ma już niemal wszystko, co trzeba dobrej kapeli. Oprócz nazwy. Cóż, grupa upiera się przy niej. Jej sprawa.

Ale z Bakshishem jest jeszcze jedna analogia. Paraliż Band nawiązuje do znakomitych tradycji tego pierwszego jeśli chodzi o śpiew. Tu są naprawdę piękne piosenki, które wpadają w ucho, ale w przeciwieństwie do wielu, na długo tam pozostają. Sztandarowy przykład to wspomniany „Z tobą być” – dobra melodia, fajny tekst – przebój murowany.

Ja już dawniej miałem sporo zastrzeżeń do tekstów zespołu. Dla mnie zbyt prostych, banalnych, sprawiających wrażenie niedopracowanych. Po wielokrotnym przesłuchaniu opinia ulega modyfikacji. Nie ma może jakiejś euforii, ale są dobre – „Będę szedł”, „Porywa”, „Z tobą być”. Są też słabe – „Nie goń”, „O Jah” i niczym z cukierkowych lat 80. „Catch me”. Zresztą z latami tymi kojarzy mi się też trochę szata graficzna płyty przypominająca zjadaną (bo kto by mył zęby) w przedszkolu pastę do zębów o smaku truskawkowym.

No i zamiast wcale mnie nie bawiącego „Jahdroida” ja bym wrzucił tak brawurowo wykonywany na koncertach cover Third World „96 stopni”. Ale dość złośliwości. Czapki z głów przed tą kapelą. Celowo nie wyróżniam nikogo personalnie, bo wszyscy brzmią na tej płycie bardzo dobrze. Więc zamiast wymieniania nazwisk, zafundujcie sobie te piękne piosenki.

Jarek Hejenkowski

DODAJ KOMENTARZ