Richie Stephens „Reggae Evolution”

0
1040
Richie Stephens
„Reggae Evolution”
(Pot Of Gold/VP, 2010)

Król Richie znowu nadaje! Młodsi czytelnicy pewnie słabo go kojarzą, a starsi albo bardzo lubią, albo od niego stronią. Richie ma jednak miejsce w panteonie sław reggae i nie tylko, choćby za sprawą członkostwa w Soul II Soul, którzy 2 razy sięgali po nagrody Grammy. Do dziś wierny jest jednak reggae i lovers rockowi.

Na ten album przyszło czekać ponad 5 lat – i jak na mój gust- to o 3 za długo. Tym bardziej, że zawsze należałem, i nie wstydzę się do tego przyznać, do fanów tego artysty. Album wyprodukowała własna firma Richiego – z czego pewnie tym bardziej jest dumny, a dystrybucji podjęło się VP Records, dla którego przed laty Stephens nagrywał albumy. Widać, że Richiemu zależało, by album sprzedawał się znakomicie i przypomniał o nim jako artyście.

Zaskakują różnorodni goście – dancehallowy Assassin, mistrz lovers Beres Hammond, dubowy poeta Mutabaruka czy reggae-popowy Maxi Priest. Pewnie dlatego tak szerokie jest także spektrum stylistyczne. Przypominajką jest już pierwszy numer – a właściwie medley klasycznych już tune’ów Richiego: We Give Dem Ina Dancehall Style, Buddy Bye Bye, Quiet Place, Mine Yuh Mouth i Buy Out The Bar. Te numery zna każdy szanujący się fan reggae. I na rozgrzewkę sprawdzają się rzeczywiście rewelacyjnie.

A co potem? Ano bywa różnie – są numery, których znieść nie mogłem – przesłodzone, przekombinowane wokalnie – jakby na siłę chciał udowodnić, że jest świetnym śpiewakiem. Są jednak i takie, które przywołują pamięć o reggae wojowniku, który potrafi jeszcze wykrzesać pozytywną energię przepełnioną sercem i duchem, a nie jedynie pokazać perfekcyjnie wystudiowany głos. Moje typy to „No Fear”, „Salt Of The Earth” oraz „Things Nuh Right” na znakomicie sprawdzonych riddimach.

Jeden z kilku na tej płycie coverów, o tytule „A Change Is Gonna Come” uważam za proroczy – liczę na to, że ten album odmieni Richiego i znów będzie o nim głośno jak w latach 90., bo zdecydowanie na to zasługuje. Miło powspominać, czekam na więcej.

Bozo

Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 16.

DODAJ KOMENTARZ